Rząd nie chce dopuścić do podwyżek cen prądu o 50-90 proc.

Uzbrojony w możliwość zawetowania pakietu energetyczno-klimatycznego, polski rząd zaczyna przekonywać pozostałe kraje Unii do swoich pomysłów na redukowanie emisji dwutlenku węgla w przemyśle

Już dziś na radzie ministrów środowiska w Luksemburgu unijne rządy zaczynają rozmawiać o koniecznych poprawkach w pakiecie energetyczno-klimatycznym. Jego dotychczasowa wersja, autorstwa Komisji Europejskiej, musi zostać zmieniona, bo - jak ustalono na szczycie unijnym 15 i 16 października - trzeba uwzględnić problemy, jakie mogłyby mieć niektóre kraje Unii, takie jak Polska. Pakiet ma być przyjęty na kolejnym szczycie Unii Europejskiej (w grudniu) jednomyślnie. Wystarczy jedno niezadowolone państwo, żeby go storpedować.

Wszystkie państwa Unii - łącznie z Polską - nie mają zastrzeżeń do głównego celu pakietu, jakim jest: zmniejszenie emisji CO2 w Europie o 20 proc. do 2020 r.; zwiększenie udziału odnawialnych źródeł energii do 20 proc. (także do 2020 r.) oraz zwiększenie oszczędności energii o 20 proc.

Spierają się zażarcie, jak do tego celu dojść.

Polskiemu rządowi najbardziej nie podoba się przepis zmieniający zasady działania Europejskiego Systemu Handlu Emisjami (ETS). Komisja Europejska zaproponowała, żeby do 2013 r. wszystkie zezwolenia na emisję CO2 do atmosfery były obowiązkowo sprzedawane na specjalnych aukcjach (obecnie są rozdawane za darmo). Kupować je musiałyby wszystkie firmy, łącznie z elektrowniami i elektrociepłowniami. A ponieważ nasza elektroenergetyka jest oparta na spalaniu "brudnego" węgla, musiałyby kupować dużo zezwoleń . Efekt? Polski rząd obliczył, że cena prądu wzrosłaby od 50 do 90 proc.

- Dotychczasowe propozycje Komisji Europejskiej gwarantują nam tylko jedno - że podrożeje prąd pochodzący z elektrowni opalanych węglem. I tylko z nich, bo np. we Francji prąd nie podrożeje, bo pochodzi z elektrowni atomowych - mówi "Gazecie" wiceminister gospodarki Marcin Korolec. - I dlatego propozycja Komisji jest dla nas absolutnie nie do przyjęcia.

Rząd chce inaczej niż Komisja rozdzielać zezwolenia na emisję CO2 w energetyce. Proponuje, by zakłady energetyczne, które stosują najbardziej efektywne, dostępne na rynku technologie, dostawały za darmo prawa do emisji dwutlenku węgla. Kupować je musiałyby firmy, które pracują na starych technologiach - ale tylko tyle, by pokryć różnicę, jaka dzieli je (w ilości emitowanego CO2) od najlepszych. - Ta nadwyżka byłaby kupowana na aukcjach, czyli tak, jak pierwotnie chciała Komisja - mówi Korolec.

Dlaczego ta metoda ma być dobra dla Polski? W ciągu następnych pięciu-siedmiu lat polskie firmy energetyczne planują modernizację około połowy swoich bloków energetycznych. Kupią wówczas najnowocześniejsze dostępne na rynku technologie - na długie lata zabezpieczając sobie dostęp do darmowych zezwoleń na emisję CO2.

Drugi polski postulat, do którego będziemy przekonywać pozostałe 26 państw UE, dotyczy ceny pozwoleń. Rząd boi się, że cena uprawnień do emisji CO2 może gwałtownie zmieniać się, np. w wyniku spekulacji, ale też w zależności od warunków pogodowych (wyjątkowo zimna zima oznacza konieczność kupowania większej liczby zezwoleń), cen ropy, tempa wzrostu gospodarczego itd. Obecnie pozwolenie kosztuje ok. 22 euro za tonę. - Nie mamy ochoty zgodzić się na to, żeby cena nagle skoczyła do 50-70 euro - mówi jeden z rządowych ekspertów, proszący o zachowanie anonimowości. Rząd proponuje więc wprowadzenie maksymalnego pułapu. - Komisja prognozuje, że maksymalna cena zezwolenia na emisję 1 tony CO2 powinna mieścić się w przedziale 30-40 euro i to powinien być punkt odniesienia, a równocześnie test na poprawność szacunków Komisji - przekonuje jeden z rządowych ekspertów. - Ale nie będziemy się upierać, żeby to było np. 34 euro i ani trochę więcej. Jesteśmy otwarci na rozmowę - zastrzega Korolec. Rząd podkreśla, że polska koncepcja ustawiania maksymalnych pułapów ceny jest popierana przez naukowców, m.in. prof. Dietera Helma z uniwersytetu w Oksfordzie.

Czy Polska zdoła przekonać pozostałe kraje Unii do swojej wersji pakietu? Nie wiadomo, choć po zakończonym w czwartek szczycie Unii Europejskiej pozycja polskiego rządu jest niewątpliwe mocniejsza. - Do czwartku pytali się nas z uśmiechem, czy już zbudowaliśmy koalicję blokującą. Teraz pytają, czy podobają się nam poprawki do pakietu energetyczno-klimatycznego - mówi polski dyplomata uczestniczący w rozmowach.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.