Światowy kryzys dotarł do Sieradza

Sieradz czuł już tę zagraniczną inwestycję. Powiało światem, w Zapuście, na peryferiach Sieradza, Hiszpanie chcieli postawić wielką fabrykę mrożonek. Miało być tak pięknie... a tu krach na rynkach. I mrożonki mówią, że nie wejdą do Sieradza.

Sieradz był z tyłu. Miał wyższe niż inne miasta w Łódzkiem bezrobocie, tanie nieruchomości, których i tak nikt nie chciał kupować. Słynie z produkcji ziemniaka, kapusty i marchwi.

Wielki świat zajrzał do Sieradza kilka tygodni temu. Otworzono galerię handlową i sieradzanie nie muszą już jeździć na zakupy do Łodzi. - Idę do fryzjera i kosmetyczki. I jutro też pójdę, bo chcę ładnie wyglądać na otwarcie - mówiła sieradzanka do męża w reklamie galerii puszczanej w Radiu Eska.

Pierwszego dnia przez sklepy Galerii Sieradzkiej przewinęło się kilka tysięcy osób. - Podobne zakupowe szaleństwo sieradzanie przeżywali pod koniec lat 70., gdy otwierany był Dom Chłopa - wspomina jeden z kupujących. - A na otwarcie tyle ładnych samochodów się zjechało, że aż miło było patrzeć. Takiej galerii, to Radomsko na pewno nie ma - dodaje kolejny.

Sieradz ma ok. 50 tys. mieszkańców, jest porównywalny z Radomskiem i rywalizuje z nim w ściąganiu inwestorów. W podstrefie Łódzkiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej w Sieradzu zainwestowały dotąd Medana i Cornette Underwear. Obie to polskie firmy, pierwsza produkuje leki, druga bieliznę. - A w Radomsku na rozmowach byli już szefowie Peugeota, Toyoty i Hyundaia. Mają dobrą uzbrojoną działkę, to przyjeżdżają do nich zagraniczni inwestorzy - mówi Cezary Szydło, wiceprezydent Sieradza.

Samochodowi giganci ponegocjowali i wyjechali, ale fabrykę postawił producent AGD Indesit. Punkt dla Radomska.

W styczniu pojawiła się nadzieja i dla Sieradza. Pojawili się Hiszpanie. Firma Maheso robi mrożonki i dania gotowe.

- Te mrożonki wpisują się w nasz region. Dla rolników byłby to pewny punkt zbytu dla ich warzyw. A dla miasta prestiż - dodaje wiceprezydent.

Władze Sieradza stawały na głowie, by ściągnąć Hiszpanów. - Gdy przyjeżdżali do Sieradza, urząd był w pełnej gotowości, a miasto prowadziło ich za rękę - opowiada Michał Sitarek, dziennikarz lokalnego tygodnika "Siedem Dni".

W swej gazecie relacjonował na bieżąco losy inwestycji. Gdy pisał, że jedna z rozmów prezydenta miasta z Manuelem Rojo, dyrektorem w Maheso, trwała aż ponad siedem godzin, sieradzanie zacierali ręce.

Do strefy ekonomicznej błyskawicznie włączono działkę dla Hiszpanów i zaczęto ją zbroić. Produkcja miała ruszyć już w 2009 roku. Mówiło się, że firma zatrudni ponad sto osób.

Nagle jednak kontakt z Maheso urwał się. Hiszpanie nie przyjeżdżali, nie odpisywali na maile zaniepokojonych milczeniem sieradzkich urzędników. Cisza trwała półtora miesiąca. W końcu szefowie Maheso pojawili się w Sieradzu. - Weszli na konferencję prasową z minorowymi minami - relacjonuje Sitarek. To zwiastowało złe wiadomości.

Poinformowali, że zarząd Maheso "tymczasowo rezygnuje z planów inwestycyjnych". Powód? Kryzys na światowych rynkach, spowolnienie gospodarki hiszpańskiej. - Nie składamy broni - mówi wiceprezydent Szydło. - Zaprezentowaliśmy naszą ofertę inwestycyjną na targach nieruchomości w Monachium. Była nie gorsza, o ile nie lepsza od propozycji Poznania czy Wrocławia - dodaje.

I liczy, że działka w strefie znajdzie chętnego. - Walczymy o wszystkich inwestorów. Nawet jakby przedsiębiorca z Sieradza chciał się tu ulokować, to byśmy mu nieba uchylili - kontynuuje wiceprezydent.

Może Maheso zmieni zdanie? - Powiedzieli, że jak zdecydują się na rozwój w Polsce, to pierwsze kroki pokierują do Sieradza - mówi z nadzieją wiceprezydent.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.