Drogi czeka kadrowe trzęsienie ziemi

Minister infrastruktury poprosił premiera o zwolnienie urzędnika odpowiedzialnego za brak postępów w budowie dróg. Ale równie dobrze posadę może stracić sam minister

Nad najważniejszym dla Polski programem budowy za 121 mld zł autostrad i dróg ekspresowych znowu zbierają się czarne chmury. Na biurko premiera trafił w środę wniosek ministra infrastruktury Cezarego Grabarczyka o odwołanie szefa Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA) Janusza Kopera - poinformowało wczoraj Radio ZET.

Biuro prasowe rządu nabrało w tej sprawie wody w usta. - Nie informujemy o decyzjach, dopóki nie zostaną podjęte - ucina rzecznik rządu Agnieszka Liszka.

- Nic nie wiem o odwołaniu. Dotychczas minister Grabarczyk nie rozmawiał ze mną o takiej decyzji - powiedział nam Janusz Koper, który szefem GDDKiA jest zaledwie trzy i pół miesiąca.

Minister Grabarczyk nie chciał komentować informacji Radia ZET. Jednak dobrze poinformowane źródło w ministerstwie potwierdziło "Gazecie", że szef resortu złożył taki wniosek. Jego uzasadnieniem ma być brak postępów we wdrażaniu rządowego programu budowy dróg krajowych. Na stronie internetowej GDDKiA na czerwono zaznaczono już ponad 40 projektów drogowych opóźnionych w stosunku do harmonogramu.

Wczoraj skala kadrowych roszad nie była jeszcze przesądzona. - Premier może odwołać albo szefa GDDKiA, albo i samego ministra infrastruktury - powiedział nasz rozmówca z resortu.

Był postrzegany jako człowiek PiS

Zaskoczenia nie kryje Jerzy Polaczek, minister transportu w rządzie PiS: - Zwolnienie Kopera byłoby wielkim błędem. To wybitny fachowiec, który łączy wiedzę eksperta drogownictwa z praktycznymi doświadczeniami w budowie dróg.

- To byłaby dziwna decyzja - skomentował Andrzej Urbanik, szef Agencji Budowy i Eksploatacji Autostrad za rządów AWS.

Mniej zaskoczony był Zbigniew Kotlarek, który do końca stycznia kierował Dyrekcją. - Pogłoska o tej dymisji pojawiła się trzy tygodnie temu - powiedział nam Kotlarek.

Według dobrze poinformowanej osoby ze środowiska drogowców zmiany kadrowe w Dyrekcji tłumaczy się jako polityczne. - Janusz Koper był postrzegany jako człowiek z ekipy PiS - tłumaczy ten rozmówca. Dodaje, że drogowcy spekulują o odwołaniu także dwóch wicedyrektorów GDDKiA - Jacka Bojarowicza, który za rządów PiS cieszył się poparciem Przemysława Gosiewskiego, oraz Waldemara Królikowskiego, który ponoć nie dogaduje się z odpowiedzialnym za drogi wiceministrem infrastruktury Zbigniewem Rapciakiem.

- Problemy z opóźnieniami projektów drogowych są, ale uważam, że wykonanie rządowego programu jest ciągle realne - powiedział nam Janusz Koper. Podkreślił, że Dyrekcja nie odpowiada za wiele poślizgów. - Przygotowanie inwestycji drogowych wymaga wielu decyzji i zezwoleń, które wydają inne instytucje. Nie możemy też ponosić odpowiedzialności za opóźnienia z powodu zaskarżenia przetargów - stwierdził.

Także minister Grabarczyk uważa, że rządowy program budowy dróg jest ciągle realny. Resort infrastruktury zdaje też sobie sprawę z problemów proceduralnych i chce je usuwać.

- W najbliższych dniach rząd zajmie się projektem nowelizacji specustawy drogowej, która przewiduje, że zamiast dwóch decyzji - lokalizacyjnej i pozwolenia na budowę - wojewodowie będą wydawać jedną o zezwoleniu na inwestycję drogową. Chcemy też inaczej rozwiązać sprawę odszkodowania za grunty pod drogi, wprowadzając możliwość negocjowania odszkodowania zamiast obligatoryjnego wykupu gruntu - powiedział nam wczoraj minister Grabarczyk. Obligatoryjny wykup często kończył się opóźnieniem inwestycji, bo właściciele oddawali sprawę do sądu.

17 mln euro za kilometr?

Kadrowe zamieszanie w drogownictwie wybuchło tuż przed planowanym na koniec czerwca zakończeniem negocjacji GDDKiA z prywatnymi firmami o budowie w systemie koncesyjnym odcinków płatnych autostrad - A1 z Grudziądza do Torunia oraz A2 z Nowego Tomyśla do granicy z Niemcami.

Muszą to być trudne rozmowy, bo premier Donald Tusk zapowiedział we wtorek, że jeśli z koncesjonariuszami nie zostaną uzgodnione dobre warunki cenowe, to zamiast autostrad rząd może zbudować drogi ekspresowe. Fachowcy skrytykowali premiera, że to nierealne. Jednak minister infrastruktury broni swojego szefa i przekonywał nas wczoraj, że technicznie taka zmiana kategorii dróg jest możliwa.

Grabarczyk: - Nie może być tak, by strona prywatna uważała, że rząd nie ma awaryjnego wyjścia i stoi pod ścianą, pod presją opinii publicznej, i musi się zgodzić na dyktowane warunki.

Radio RMF FM i "Rzeczpospolita" poinformowały wczoraj, że konsorcjum Gdańsk Transport Company wyliczyło cenę budowy 62 km autostrady A1 z Grudziądza do Torunia na blisko 1 mld euro - ok. 17 mln euro za kilometr.

Aleksander Kozłowski z GTC zaprzecza. Twierdzi, że w styczniu GTC zgodziło się negocjować budowę autostrady zgodnie z planem tej inwestycji przygotowanym do wykonania przez GDDKiA i wycenionym w rządowym kosztorysie na 1,46 mld zł (czyli ok. 400 mln euro).

- To nie jest realistyczny kosztorys dla drogi, na której zaplanowano po trzy pasy do jazdy w przeciwnych kierunkach, niestandardowe przejścia i kładki oraz most na pylonach - stwierdził Kozłowski. Tłumaczy, że GTC proponuje uproszczenie planów autostrady, aby obciąć koszty.

- Bzdury - irytuje się Zbigniew Kotlarek, za którego czasów GDDKiA szykowała budowę autostrady. Według Kotlarka plany przewidywały dwa pasy ruchu i tylko przygotowanie z góry nasypów, wiaduktów i mostów do trzeciego pasa - aby nie trzeba było budować tego wszystkiego od początku, układając trzeci pas. To oszczędziłoby państwu wydatków w przyszłości.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.