REACH, przedsiębiorco, REACH

Importerzy flamastrów, kosmetyków, ściereczek i mydeł - został wam tylko miesiąc, by przygotować się do nowych unijnych przepisów o rejestracji substancji chemicznych. Rozporządzenie REACH może doprowadzić do upadku wielu firm, zwłaszcza tych najmniejszych.

- To chyba najbardziej skomplikowana regulacja dotycząca przedsiębiorców, jaką kiedykolwiek wprowadzono na całym świecie - pesymistycznie ocenia Wojciech Lubiewa-Wieleżyński, prezes Polskiej Izby Przemysłu Chemicznego przy Konfederacji Przedsiębiorców "Lewiatan".

REACH (akronim angielskich słów "rejestracja i autoryzacja chemikaliów") to nowy unijny system rejestracji substancji chemicznych i badania ich wpływu na człowieka i środowisko. Obowiązek rejestracji i badań dotyczy praktycznie wszystkich producentów lub importerów substancji chemicznych. Wystarczy, że wprowadzą na rynek tonę substancji, praktycznie każdej. Wyjątków jest niewiele, wśród nich paliwa i polimery.

To oznacza, że nowe rozporządzenie obejmie np. importerów chińskich długopisów i flamastrów, ściereczek nasyconych substancjami czyszczącymi, kosmetyków i półproduktów kosmetycznych, producentów wszelkich mydeł, estrów lekkich alkoholi, środków powierzchniowo czynnych, etanolu itd. W całej Europie zdefiniowano blisko 30 tys. substancji chemicznych, które podlegają REACH. W Polsce - co najmniej 5 tys.

Po co to wszystko? - REACH ma zmusić firmy do wprowadzania na rynek bezpiecznych substancji chemicznych - wyjaśnia Jerzy Majka, szef rządowego Biura ds. Substancji i Preparatów Chemicznych, które ma pomóc polskim przedsiębiorcom w dostosowaniu się do wymogów REACH. Nowy system odwraca dotychczasową logikę: to nie władze muszą udowodnić przedsiębiorcy, że jego substancja jest groźna dla ludzi, ale przedsiębiorca musi dowieść, że jego produkt jest bezpieczny.

REACH? A co to takiego?

Nowy system rejestracji będzie działał już od 1 czerwca. Wtedy zacznie się obowiązkowa tzw. rejestracja wstępna substancji. Firma, która nie dokona rejestracji wstępnej, będzie musiała 1 grudnia br. zawiesić działalność.

Tymczasem wiele polskich przedsiębiorstw nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że podlegają obowiązkom REACH. - Zorientowaliśmy się, że aż jedna trzecia odbiorców naszych substancji chemicznych nie miała pojęcia, że REACH nadchodzi. Dowiadywali się o tym od nas - mówi "Gazecie" Paweł Skiba z gliwickiej spółki POCH SA, znanego producenta i dystrybutora odczynników chemicznych.

Nowe przepisy doprowadzą zapewne do paneuropejskiej mitręgi biurokratycznej. Rejestracja wstępna będzie polegać na przekazaniu do elektronicznej bazy danych prowadzonej przez Europejską Agencję Chemikaliów (ECHA) podstawowych informacji o przedsiębiorstwie oraz o substancjach, które firma produkuje lub sprowadza spoza Unii. Rejestracja wstępna jest bezpłatna. Komisja Europejska spodziewa się, że z całej Europy do ECHA spłynie, bagatela, 180 tys. zgłoszeń.

Z momentem zgłoszenia rejestracji wstępnej przedsiębiorcy dostają czas na dokonanie rejestracji "właściwej". Ona będzie już dużo trudniejsza: firmy będą musiały zgłosić nie tylko swoje substancje chemiczne, ale i szczegółowe informacje o nich, w tym wyniki badań wpływu tych substancji na organizm ludzki oraz środowisko naturalne.

Nie każdy przedsiębiorca musi zlecać takie badania: wiele substancji przebadają wielkie koncerny i wyniki takich badań będzie można odkupić. Firmy mogą też wspólnie zlecić badania i podzielić się kosztami. - Szacuje się, że średni koszt badania substancji wprowadzanej na rynek w ilości od 1 do 10 ton to 50-60 tys. euro - mówi "Gazecie" Paweł Skiba z POCH SA. - Trudno nam oszacować całkowite koszty REACH, natomiast wiadomo, że będzie to bardzo duży wydatek w naszym budżecie.

Tym bardziej że badania to niejedyny koszt. Płatna będzie sama rejestracja "właściwa": w przypadku małych i średnich firm ulgowa taryfa mówi o sumie od 120 do 21,7 tys. euro, w zależności od ilości sprowadzanej bądź produkowanej substancji.

Jeszcze w 2006 r. Ministerstwo Gospodarki oszacowało łączny koszt wdrożenia REACH w Polsce na mniej więcej 450 mln euro. To tylko pieniądze, jakie muszą wyłożyć firmy na przygotowania, rejestrację i badania substancji. - My szacujemy, że te koszty będą teraz znacznie większe - ostrzega Wojciech Lubiewa-Wieleżyński.

Mali mogą tego nie przeżyć

Koszty i biurokracja mogą zabić wiele firm. - Nowe unijne przepisy REACH przeorają cały rynek chemiczny - mówi "Gazecie" Jerzy Majka.

- W Polsce działa wielu małych importerów i producentów substancji chemicznych. I te wszystkie małe firmy padną - mówi Wojciech Lubiewa-Wieleżyński z Lewiatana. - Nie wypracują bowiem tyle zysku, by zatrudnić do obsługi REACH co najmniej jedną dodatkową osobę, i to biegłą językowo.

Co będzie, gdy np. jakaś mała chińska firma dostarczająca polskim importerom kolorowe długopisy nie zrobi badań swojego tuszu, a polskich importerów nie będzie na to stać? - No cóż, niektóre kierunki importu będą musiały być zablokowane - przyznaje Jerzy Majka. Eksperci oceniają, że tylko duże polskie firmy nie muszą bać się REACH, bo od dawna działają tam specjalne zespoły przygotowujące m.in. dokumentację. Puławskim Azotom, Anwilowi czy Orlenowi REACH na pewno nie zrobi krzywdy.

Za ignorowanie przepisów REACH przedsiębiorcom grożą kary. W skrajnych przypadkach - nawet do dwóch lat więzienia i grzywny. Większość unijnych rządów planuje jednak, że przez pierwsze miesiące będzie stosowana taryfa ulgowa wobec przedsiębiorców. Przedstawiciele przedsiębiorców narzekają jednak, że polski rząd za mało aktywnie uświadamia przedsiębiorców, że REACH się zbliża. - Na cele informacyjne przeznaczono zbyt małe pieniądze - mówi "Gazecie" Wojciech Lubiewa-Wieleżyński. Nie wiadomo, ile kosztuje kampania informacyjna, wsparcie dla przedsiębiorców itp.

Na razie firmy mogą szukać potrzebnych informacji na stronie internetowej www.reach.gov.pl.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.