Radio w sklepie? Słuchaj tylko w słuchawkach

Jestem nękana przez związek artystów za tantiemy od publicznego odtwarzanie muzyki, bo słucham radia w małym kiosku z gazetami i chemią. I to tylko dlatego, że jako porządna obywatelka płacę abonament - dziwi się Czytelniczka.

Pani Maria prowadzi niewielką drogerię "Maja" przy ul. Starobojarskiej w Białymstoku, ale można też u niej kupić gazety i czasopisma. Jak twierdzi, dziennie odwiedza ją może dwudziestu klientów. Kiedy ich nie ma, słucha radia. Lubi audycje publicystyczne w radiowej Trójce. Regularnie opłaca abonament radiowy. I właśnie on stał się przyczyną problemów ze Związkiem Stowarzyszeń Artystów Wykonawców "Stoart".

- Nie mogę żyć bez radia, bo lubię, jak coś burczy w tle. Aż tu nagle, 10 grudnia, dostaję od tej organizacji pismo, w którym nakłania się mnie do podpisania umowy-licencji na publiczne odtwarzanie "wykonań muzycznych i słowno-muzycznych". Jeśli tego nie zrobię, mam wypełnić ankietę, dlaczego nie chcę płacić opowiada pani Maria, która zignorowała to pismo w przekonaniu, że nie puszcza przecież muzyki swoim klientom, a płaci już abonament.

Po kilku miesiącach ktoś zadzwonił z pytaniem, czy dostała pismo, i czy będzie płacić.

- Mogłam powiedzieć, że nie dostałam żadnego kwitka i byłoby po sprawie. Ale się przyznałam i jednocześnie odmówiłam opłaty. Skutkiem tego teraz dostałam pismo, w którym straszą mnie kontrolą, jeśli do 26 marca nie podpiszę z nimi umowy - wspomina pani Waśkiewicz. - To idiotyczne, bo choć sąsiadów prowadzących sklepy, gdzie gra radio, mam wielu, żaden z nich nie płaci abonamentu, więc tylko ja zostałam ukarana za swoją uczciwość. Powierzchnia mojego lokalu dostępna dla klienta to niecałe pięć metrów kwadratowych, więc zapewniam, że nikt nie przychodzi tu słuchać muzyki.

Według stawek wskazanych przez organizację, każdy sklep czy obiekt handlowy do 50 mkw. powierzchni musi zapłacić 27 zł 50 gr za miesiąc lub 0,2 proc. od wpływów.

Skontaktowaliśmy się ze związkiem "Stoart", aby spytać, czy w przypadku pani Marii, która ma mały sklepik i nie odtwarza muzyki dla klientów, nie zaszła jakaś pomyłka.

- Działamy zgodnie z ustawą wydaną na podstawie decyzji ministra kultury i sztuki w 1995 roku. Ustawa stanowi, że jeśli klient "coś" słyszy , to jest to jednoznaczne z publicznym odtwarzaniem i nieważne jest to, czy dzieje się tak w warzywniaku, u fryzjera, szewca czy w hipermarkecie. Według tej ustawy kobieta, nie płacąc za tantiemy, łamie prawo. Ustawa nie obejmuje np. kiosków ruchu zamkniętych dla klienta - przekonuje Renata Gruszecka, inspektor do spraw naruszeń ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych.

Gruszecka przyznaje, że pani Maria została "namierzona", bo płaciła abonament.

- Bez znaczenia jest też to, czego słucha, bo my pobieramy opłaty od utworów wszystkich wykonawców. W Polsce audycje zawsze są przerywane muzyką, więc trudno mi uwierzyć, że w sklepie nigdy nie można było usłyszeć żadnego utworu.

Co ma więc zrobić osoba, która chce słuchać radia tylko dla swoich potrzeb?

- Może to zabrzmi absurdalnie, ale albo musi słuchać radia w słuchawkach, albo zlikwidować radio - radzi inspektor.

Dowiedzieliśmy się, że pani Maria powinna się teraz spodziewać kontroli, i aby uniknąć problemów, powinna schować radio.

- Jeśli nie stwierdzimy obecności nośnika, to odstąpimy od procedury. W innym wypadku sprawa może trafić do sądu - ostrzega Renata Gruszecka.

Niestety jeśli nawet właścicielka drogerii zdecyduje się płacić "Stoartowi", to mogą się do niej jeszcze zgłosić trzy inne organizacje reprezentujące wykonawców, kompozytorów oraz producentów i zażądać kolejnych opłat.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.