Zamożny jak Polak, czyli GUS o naszych wydatkach

Bogacimy się, rośnie poziom życia i coraz częściej stać nas na bywanie w restauracjach i inne przyjemności. Pokazują to ogłoszone wczoraj zmiany w tzw. koszyku inflacyjnym GUS

Główny Urząd Statystyczny co roku analizuje wydatki polskich konsumentów - nie tylko te w sklepie, ale i w spółdzielni mieszkaniowej, przychodni, szkole czy kinie. Na ich podstawie tworzy koszyk przeciętnego Kowalskiego, który służy statystykom do obliczania wskaźnika inflacji.

Na artykuły pierwszej potrzeby wydajemy coraz mniejszą część naszych dochodów. Na początku lat 90. na żywność wydawaliśmy prawie połowę naszych pieniędzy. Takie proporcje są charakterystyczne dla mniej zamożnych społeczeństw.

Ale już w ubiegłym roku na żywność szła zaledwie jedna czwarta rodzinnych wydatków. W ciągu zaledwie dwóch ostatnich lat udział żywności spadł o blisko 2 pkt proc. Zdaniem socjologów i ekonomistów to jasny znak, że nasze społeczeństwo jako całość staje się coraz bardziej zamożne.

- To samo można zaobserwować w innych rozwijających się gospodarkach - mówi Tomasz Panek, ekonomista ze Szkoły Głównej Handlowej, współautor opracowania "Diagnoza społeczna".

Wzrostu tak mierzonej naszej zamożności nie powstrzymuje nawet drożejąca żywność, która w ubiegłym roku napędzała inflację. - Gdyby nie rosnące ceny, udział żywności w naszym koszyku mógłby być jeszcze niższy - mówi Maria Drozdowicz-Bieć z Bureau for Investment and Economic Cycles, również wykładowczyni SGH.

Drugą poważną pozycją w budżetach domowych jest czynsz i inne koszty utrzymania mieszkania. Średnio wydajemy na ten cel niespełna 20 proc. naszych dochodów i w ostatnich latach ten udział zmienił się nieznacznie. Największe zmiany nastąpiły bowiem przed wielu laty. - W czasach socjalizmu ceny energii były sztucznie utrzymywane na niskim poziomie. Gdy zostały urealnione na początku lat 90., poszły ostro w górę - przypomina Panek.

Ekonomiści przyznają jednak, że w gospodarkach bardziej rozwiniętych za prąd płaci się więcej i prawdopodobnie to samo czeka nas.

Gdy już opłacimy czynsz, kupimy zapasy jedzenia, całą resztę pieniędzy możemy rozdysponować na wydatki, które nie są już pierwszej potrzeby. Coraz więcej Polaków ma samochód, więc musi płacić za benzynę, stąd udział transportu w koszyku rośnie.

Podobnie z łącznością, wydajemy na nią 5 proc. swoich pieniędzy, gdy w 1999 roku prawie o połowę mniej. Dziś komputer z dostępem do internetu ma 16 proc. rodzin, osiem lat temu GUS, który to sprawdza, nawet o internet nie pytał.

70 proc. rodzin przyznaje, że ktoś w domu ma telefon komórkowy, przed laty komórek nie było w kwestionariuszu.

Z roku na rok wydajemy też więcej na przyjemności - rozrywkę, kulturę, wakacje. - Zostają nam pieniądze, to możemy się zabawić - mówi Drozdowicz-Bieć.

Jedyne, co ją dziwi, to fakt, że według danych GUS na edukację wydajemy wciąż taką samą część naszego budżetu - około 1,5 proc. - A przecież prywatna edukacja rozwinęła się w ostatnich latach niesamowicie. Widocznie jednak konkurencja jest duża, a ceny odpowiadają naszym możliwościom - domyśla się.

Koszyk inflacyjny w najbliższych latach zapewne nie będzie się już tak szybko zmieniał - przewiduje Tomasz Panek. Nadal jednak udział żywności w naszych wydatkach powinien maleć. W bogatych Stanach Zjednoczonych wynosi zaledwie 16 proc.

Czujemy, że jest dużo lepiej mówią Justyna i Robert Pokora, rodzice Antka, mieszkają w Poznaniu

Nasze dochody to trzy średnie krajowe pensje. W ciągu ostatniego roku wzrosły o kilkanaście procent. Czujemy, że jest dużo lepiej. Jeszcze pięć lat temu wszystko, co zostało nam po zapłaceniu za wynajem mieszkania, wydawaliśmy na jedzenie. To było około 60 proc. dochodów.

Dziś na jedzenie co miesiąc wydajemy nieco ponad 2 tys. zł, to około 27 proc. tego, co zarabiamy. Staramy się kupować więcej lepszych, zdrowych produktów, więc te wydatki są stosunkowo wysokie.

Utrzymanie domu kosztuje nas tylko 15 proc. dochodów, najwięcej wydajemy na gaz, którym ogrzewamy dom. Niestety, będzie drożał. Spłacamy też kredyt hipoteczny, kredyt konsumpcyjny. Razem z ubezpieczeniami to kolejne 2,5 tys. zł.

Na szczęście mamy samochód służbowy, więc drugi własny kosztuje nas niewiele, jakieś 300 zł.

Przedszkole dla syna, ubrania, zdrowie (Justyna jest w drugiej ciąży) to kolejne niezbędne wydatki. Chcielibyśmy, żeby więcej zostawało nam na kino, książki, wakacje. Na razie najczęściej wyjeżdżamy na krótkie wczasy gdzieś w Polsce. Mamy nadzieję, że będzie nas stać na dwa wyjazdy rocznie, jeden w którymś z egzotycznych krajów.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.