Znaleźliśmy ponad 1,2 tys. bubli! Niestety

Akcja ?Gazety? nabiera rozpędu. Dziennie czytelnicy przysyłają nam kilkadziesiąt prawnych absurdów, które utrudniają im życie. - Polskie przepisy są tak bezsensowne, że wasza akcja ma kolosalną przyszłość - mówi Janusz Palikot.

Palikot jest szefem sejmowej komisji Przyjazne Państwo, która ma likwidować buble.

Na razie komisja wybrała do szybkiej likwidacji 250 przepisów różnych ustaw - blisko 20 z nich to propozycje nadesłane przez czytelników "Gazety". Absurdy zbieramy na stronie internetowej Bubleprawne.org . Po dwóch miesiącach jest ich już 1,2 tys. Pomaga nam Ministerstwo Gospodarki.

Propozycji jest tak dużo, że za trzy tygodnie Palikot chce zwołać kolejne posiedzenie komisji poświęcone tylko bublom nadesłanym przez naszych czytelników.

- Takiej akcji obywatelskiej związanej z absurdami w naszej historii jeszcze nie było - mówi poseł PO.

Zakłada, że między 7 a 14 kwietnia w Sejmie odbędzie się pierwsze czytanie 80 projektów ustaw zmieniających ponad 100 przepisów. Chodzi m.in. o ustawy o VAT, podatku dochodowym od osób fizycznych i prawnych, prawo budowlane, o spadkach, ubezpieczeniach społecznych, ale też np. o ustawę o paliwie lotniczym.

Następne posiedzenie Sejmu to czytanie kolejnych 50 absurdów.

- Składam deklarację, że jeśli nie uda mi się tych przepisów przynajmniej w 80 proc. zmienić, podam się do dymisji i przestanę być posłem - zapewnia Palikot.

Organizacje pracodawców przestrzegają go, że może mieć problemy z poszczególnymi resortami, zwłaszcza z Ministerstwem Finansów niechętnym - jak uważają - jakimkolwiek zmianom.

Przykładem są opisywane przez "Gazetę" słynne problemy z paragonami fiskalnymi. Trzeba je przechowywać przez pięć lat, chociaż po pół roku blakną. Palikot chce skrócić czas przechowywania paragonów, resort finansów domaga się poprawy jakości papieru.

- Komisji Przyjazne Państwo może się udać, jeśli będzie mieć silne poparcie premiera - przyznaje Henryka Bochniarz, szefowa Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych "Lewiatan". - Opór urzędników da się wtedy łatwo spacyfikować, "poleci" jeden niechętny zmianom pracownik i inni będą siedzieć cicho.

Zapewnia, że atutem komisji jest własna grupa ekspertów. Dzięki temu komisja nie musi wysyłać projektów ustaw do konsultacji międzyresortowych.

- To zdecydowanie ułatwi zmiany, między poszczególnym resortami są bowiem różne zależności, różne interesy; w efekcie ciężko cokolwiek poprawić - dodaje Bochniarz.

Oto kilka przesłanych przez naszych czytelników bubli, którymi zajmie się komisja sejmowa Przyjazne Państwo.

Czy jak trafię do szpitala, to zajmę trzy łóżka?

Pan Wiesław z południa Polski: Zatrudniony jestem na etacie w firmie budowlanej, która odprowadza za mnie wszystkie składki na ZUS (zdrowotne, społeczne itd.) oraz podatki. Prowadzę również działalność gospodarczą, od której co miesiąc muszę znów odprowadzać odpowiednie składki. Dodatkowo wykonuję zlecenia na umowę, gdzie również odliczona jest mi składka na ubezpieczenie zdrowotne. Oznacza to, że co najmniej trzykrotnie opłacam niektóre składki. Wydaje mi się, że ponadprzeciętna aktywność zawodowa nie powinna być temperowana dodatkowymi kosztami.

Czy jak trafię do szpitala, to zajmę trzy łóżka? A jeśli nie, to dlaczego muszę płacić trzykrotnie składkę zdrowotną?

Na marginesie powiem, że mam wykupiony abonament w prywatnej klinice medycznej i z państwowej ochrony zdrowia nie korzystam w ogóle.

Mikołaj Skorupski, rzecznik ZUS: Trzeba płacić trzykrotnie te same składki, bo za każdym razem występuje inny podmiot. Czy to sprawiedliwe? ZUS nie jest od oceniania i ustalania przepisów, my jesteśmy od realizowania.

Dom w spadku może być bez podatku

Przedsiębiorca ze Śląska: Dostałem w spadku dom. Podałem według mojego uznania jego wartość do urzędu skarbowego, by naliczono podatek. Urząd uznał, że cena jest za niska, i wysłał mi pismo: "Organ podatkowy prosi o podwyższenie wartości i nadesłanie odpowiedzi w terminie nie krótszym niż 14 dni". Jak to? Przecież termin nie krótszy niż 14 dni to np. dwa albo dziesięć lat. Czy aż tyle dali mi czasu?

Już zacząłem boki zrywać i śmiać się z pomyłki urzędników, gdy coś mnie tknęło i poszukałem w internecie tekstu ustawy o podatku od spadków i darowizn. A tam w artykule 8 pkt 4 jak byk stoi: "Jeżeli wartość podana przez nabywcę nie odpowiada wartości rynkowej, organ wezwie nabywcę do podwyższenia tej wartości w terminie nie krótszym niż 14 dni".

Przecież to jakiś bubel. Podatnicy mogą zgodnie z prawem nie odpowiadać na pisma i w ogóle nie płacić podatków.

Mecenas Aleksander Werner z Okręgowej Izby Radców Prawnych w Warszawie: W przypadku gdy urzędy skarbowe przesyłają pismo tylko z formułą "nie krócej niż 14 dni" (jak wynika z ustawy), podatnicy nie mają obowiązku odpowiadać. Czytelnik może więc założyć nogę na nogę i czekać trzy lata, aż sprawa się przedawni. Wtedy podatku nie zapłaci.

Skąd taki przepis o 14 dniach? Ustawodawcy chodziło o to, by podatnik miał przynajmniej 14 dni na nową wycenę. A więc, by naczelnik urzędu skarbowego nie mógł wcześniej go wezwać. Jednak naczelnik musi podać konkretną datę, kiedy obywatel ma przysłać nową wycenę. Czyli np. po 21 dniach (dowolna ilość dni, byleby więcej niż 14), wtedy nie będzie problemu. Urzędy, które tak nie robią, popełniają błąd.

Trudno, trzeba przebudować dom

Pan Andrzej, przedsiębiorca z Warszawy: We Wrocławiu za zgodą spółdzielni mieszkaniowej w jednym pokoju mieszkania miałem małą firmę wydawniczą (praktycznie komputer i telefon). Dwa lata temu przeniosłem się do Warszawy, mieszkam w garsonierze na Mokotowie. Przedstawiciel wspólnoty mieszkaniowej, która administruje budynkiem, powiedział, że nie widzi przeszkód, bym miał tabliczkę z nazwą firmy w domu, ale żąda zgody urzędu dzielnicowego.

W urzędzie sprawami prowadzenia działalności gospodarczej w mieszkaniach zajmuje się wydział architektury. Pokazano mi kilkustronicowy druk do wypełnienia, gdzie mam opisać przebudowę mieszkania (plan, materiały itp.) wraz załącznikami (m.in. wycinek topograficznego planu ulicy, do zdobycia tylko w jednym z urzędów miejskich) oraz podaniem. Na informację, że nie zamierzam nic budować ani przerabiać, wprowadzać maszyny, kontrahentów, klientów itp., a do pracy potrzebuję tylko komputer i telefon z biurkiem, urzędnicy pokiwali głowami, ale byli niewzruszeni - druk trzeba wypełnić, wszystkie rubryki, i dostarczyć plany i załączniki (!). Jednocześnie powiedzieli, że czas oczekiwania na decyzję to minimum 9-12 miesięcy.

Tak w praktyce wygląda życzliwość dla małych firm w Polsce. Dlatego myślę, że inicjatywa "Gazety" w zbieraniu bubli ma wieloletnią przyszłość.

Urząd dzielnicowy: Takie są przepisy, nic nie zrobimy.

Chcesz obywatelstwo - pokaż, że go nie masz

Czytelnik z Warszawy: Moja znajoma Ukrainka chciała założyć firmę w Polsce. A że ma polskie korzenie, postanowiła wystąpić o polskie obywatelstwo. Dwa lata zbierała różne zaświadczenia. Gdy już wszystko miała, Urząd Wojewódzki w Warszawie kazał jej wystąpić z podaniem o poświadczenie, że nie posiada polskiego obywatelstwa. Przecież to paranoja. Nie dadzą jej obywatelstwa, jak nie przedstawi papierka, że go nie posiada.

Pytam, po co ktoś miałby występować z podaniem o obywatelstwo, gdyby już takie miał?

Anna Budzyńska, kierownik wydziału prasowego w Urzędzie Wojewódzkim w Warszawie: Jako kierownik nie chcę się na ten temat wypowiadać. Wystąpię do odpowiedniego wydziału o interpretację przepisu.

Poczta już nie waży, lecz mierzy

Pan Marcin z Poznania: Od 1 stycznia 2008 r. wprowadzono nowy cennik usług Poczty Polskiej. Cena przesyłki poleconej uzależniona została od jej wielkości (do tej pory zależała tylko od wagi). W efekcie, ponieważ pracownicy poczty nie dysponują żadnymi zalegalizowanymi urządzeniami pomiarowymi, mierzenie odbywa się na oko, ewentualnie kawałkiem starej linijki lub centymetrem rozdawanym w jednym z marketów budowlanych.

Prowadzę małą księgarnię wysyłkową; efekt jest taki, że za taką samą książkę wysłaną na różnych pocztach raz płacę za tzw. gabaryt A (tańszy, o wymiarach 20 mm na 325 mm na 230 mm z tolerancją +/- 2 mm), raz za gabaryt B (droższy). Kilka dni temu przeprowadziłem w Poznaniu mały eksperyment: na pięciu pocztach wysłałem taką samą książkę, tak samo spakowaną - dwa razy zapłaciłem taniej, trzy razy drożej. To przepis całkowicie absurdalny, przyznają to wszyscy pracownicy Poczty, którzy zmagają się z tym idiotyzmem. Może któryś z dyrektorów PP wytłumaczy, jak miękkim centymetrem określić grubość koperty bąbelkowej z dokładnością do milimetrów. Ja, niestety, na swoje zapytania w tej kwestii nie otrzymałem satysfakcjonującej odpowiedzi. Panie obsługujące infolinię PP przyznały, że przepis jest absurdalny, ale one nie mogą pomóc.

Michał Dziewulski z biura prasowego Poczty Polskiej: Rzeczywiście od początku roku zmieniliśmy przepisy. Już przesyłek nie ważymy, ale mierzymy. Wszystko dlatego, że wysłanie przesyłki o dużych gabarytach wiąże się z większą pracą. Taka przesyłka nie może być sortowana maszynowo, bo do maszyny nie wejdzie. Trzeba ją sortować ręcznie.

Jeśli chodzi o sprzęt do mierzenia, to każdy pracownik Poczty powinien mieć miarkę, taką listwę podobną do zwykłej linijki, która ma legalizację Urzędu Miar i Wag. Dopuściliśmy przy mierzeniu możliwość przesunięcia 1 czy 2 mm w tę czy drugą stronę, bo zakładamy, że miarka może się przesunąć. Jeśli ktoś z naszych pracowników nie ma miarki, powinien wystąpić do centrali Poczty. Dostanie.

Kupno spirytusu to gehenna

Prof. dr hab. Białas Bogdan, właściciel niepublicznego zakładu opieki zdrowotnej w Sosnowcu: W służbie zdrowia skażony spirytus jest substancją niezwykle potrzebną, choćby do odkażania. W alkoholu przechowuje się też nici chirurgiczne. Nieszczęście polega na tym, że spirytus, jaki by nie był, skażony czy nie, jest produktem akcyzowym. Zakup przez służby medyczne nawet niewielkiej ilości wymaga zaświadczeń i wizyt w dwóch urzędach (celnym i skarbowym). Jednocześnie trzeba wpłacić określoną sumę na specjalne nieoprocentowane konto tzw. zabezpieczenie akcyzowe. Przy 30 litrach to 1,5 tys. zł.

Żeby uzyskać zwolnienie z tego zabezpieczenia, należy poświęcić co najmniej dwa tygodnie pracy (na zdobycie ponad 20 zaświadczeń) i wydelegować jednego wyspecjalizowanego pracownika. Prawdziwa gehenna. Czy to jest konieczne, jeśli spirytus skażony wykorzystujemy do celów medycznych? Od 40 lat działam w tej branży, urzędnicy doskonale wiedzą, co robię, kontrolują mnie na bieżąco. Gdybym chciał oszukać państwo, to byłoby to dla mnie nieopłacalne. Technologia oczyszczenia skażonego spirytusu jest niezwykle droga, a skażonego nikt nie wypije, bo śmierdzi niemożliwie. Można by dla tych jednostek służby zdrowia, które kupują do 100 l spirytusu rocznie, zrezygnować z tych bezsensownych procedur bez żadnej szkody dla budżetu, a za to z wielkim pożytkiem dla placówek medycznych. Takie procedury już obowiązywały przed 1995 r. Radosna twórczość prawna zmieniła to radykalnie.

Ministerstwo Finansów: Zastanowimy się i damy odpowiedź.

Copyright © Agora SA