Grad: PiS próbuje mnie zastraszyć

- Nie mogę zachowywać się jak małe dziecko, które w sytuacji zagrożenia zamyka oczy i udaje, że go nie ma - mówi o konflikcie z Eureko, telefonach od polityków w sprawie posad w spółkach i prywatyzacji minister skarbu Aleksander Grad, który w rozmowie z ?Gazetą? podsumowuje swoje sto dni w resorcie

Renata Grochal: Przychodząc do Ministerstwa Skarbu, miał pan trzy priorytety: rozwiązanie konfliktu z Eureko, przyspieszenie prywatyzacji i odpolitycznienie spółek. Ile odebrał pan telefonów od kolegów z PO z prośbą o stanowiska dla krewnych i znajomych?

Aleksander Grad, minister skarbu: Gdybym mówił, że nie dostaję takich telefonów, kłamałbym. Odebrałem ich kilkanaście. Za każdym razem mówię, że są określone procedury, czyli jawne nabory do rad nadzorczych, i jeśli ktoś spełnia wymogi, to niech startuje.

Ale politycy PiS już mówią, że do rady nadzorczej KGHM powołał pan Arkadiusza Kaweckiego, b. członka zarządu Agencji Pracy Tymczasowej "Work Service", której wiceprezesem jest senator PO Tomasz Misiak.

- Nasza procedura nie zabrania członkom partii politycznych startować do rady nadzorczej czy zarządu. To, że Kawecki gdzieś kiedyś pracował czy jest znajomym senatora Platformy, nie ma znaczenia. Ma kompetencje, więc trafił do rady. Odpolitycznienie to powoływanie odpowiedzialnych fachowców.

Pod rządami PiS prezesem KGHM był działacz tej partii Krzysztof Skóra. Co pan zrobi, gdy działacz PO wystartuje w konkursie na prezesa Polskiej Miedzi? Mówi się, że o stanowisko będzie starał się Arkadiusz Gierałt, szef lubińskich struktur Platformy, prezes KGHM Letia.

- Jeśli ktoś należy do partii, ale ma kompetencje, żeby kierować spółką, to nie widzę przeszkód.

Skoro działacze partyjni są tacy świetni i kompetentni, to może niech się sprawdzą w prywatnym biznesie, a nie w państwowym, na dodatek gdy ich koledzy są przy władzy?

- Nie będzie takich sytuacji, że ktoś dostanie stanowisko tylko dlatego, że należy do jakiejś partii.

Odnoszę wrażenie, że do rad nadzorczych spółek trafiają ludzie świetnie wykształceni, ale bez pojęcia o danej branży, np. szefem rady nadzorczej Totalizatora został Andrzej Rzońca, świetny ekonomista, ale czy zna się na hazardzie? Zna za to wiceministra skarbu Michała Chyczewskiego. Do rady nadzorczej Orlenu powołał pan wójta gminy Bedlno Krzysztofa Kołacha. Skądinąd to znajomy wicepremiera Waldemara Pawlaka.

- W radach nadzorczych są potrzebne nie tylko osoby, które znają się na konkretnych branżach, ale też specjaliści w dziedzinie finansów czy prawa. Jeśli chodzi o Rzońcę, to decyzję podejmowałem osobiście, Chyczewskiemu poleciłem wyłączyć się ze sprawy. Wybór Kołacha był merytoryczny: był wojewodą płockim, zna uwarunkowania, w których funkcjonuje Orlen.

Z Eureko podpisał pan niedawno umowę, że do końca czerwca zawrzecie ugodę. A jeśli się nie uda?

- Dziś widać, że ta wola porozumienia jest. Ale oczywiście nie podpiszę ugody niekorzystnej dla Polski.

PiS już grozi panu Trybunałem Stanu.

- PiS próbuje mnie zastraszyć. Ale nie mogę zignorować tego, że Trybunał Arbitrażowy wydał prawomocne orzeczenie, w którym uznał, że Polska jest winna opóźniania prywatyzacji PZU, i dziś trwa postępowanie o ustalenie odszkodowania. Nie mogę zachowywać się jak małe dziecko, które w sytuacji zagrożenia zamyka oczy i udaje, że go nie ma.

Tak jak ostatnio b. minister skarbu Wojciech Jasiński, gdy uciekł do windy przed dziennikarzami, którzy po tekście "Gazety" dopytywali, dlaczego umorzył długi PC, pierwszej partii Kaczyńskiego?

- Pan minister Jasiński spuścił głowę, patrzył w buty i myślał, że go nie ma. I że nie ma problemu. Ale on jest. Problem z Eureko też jest. Mógłbym pójść ścieżką PiS, czyli ignorować orzeczenie Trybunału i złożyć w polskim sądzie wniosek o unieważnienie umowy prywatyzacyjnej. PiS wniosku w sądzie nie złożył. Skoro to była taka prosta droga, to dlaczego minister Jasiński nią nie poszedł? A co by było, gdybyśmy przegrali proces przed polskim sądem?

Eureko chce od Polski aż 35,6 mld zł odszkodowania. Do końca lutego Polska ma przedstawić własne szacunki Trybunałowi Arbitrażowemu. Na ile pan wycenia straty Holendrów?

- Na razie koncentrujemy się na odpowiedzi czysto prawnej, na obaleniu prawnych wywodów Eureko.

Premier Tusk obiecywał prywatyzacyjne przyspieszenie. W ciągu stu dni rozpoczął pan 55 prywatyzacji. Kiedy będą wreszcie te wielkie transakcje?

- Będą. Ale problem dotyczy nie tych wielkich firm, tylko całej masy małych spółek, o których zapomniano przez ostatnie lata. Często są one w trudnej sytuacji i trzeba jak najszybciej je sprzedać, bo za chwilę padną.

A KGHM, PKN Orlen, Lotos, Poczta Polska? KGHM chcieliście prywatyzować, ale przed wyborami Donald Tusk pojechał do Lubina i obiecał, że prywatyzacji nie będzie.

- W naszym czteroletnim planie prywatyzacji nie będzie sprzedaży KGHM. Przyszłość Orlenu i Lotosu musi być jasno określona przez ich zarządy, ale prywatyzacji nie planujemy. Jeśli chodzi o Pocztę, to czekam na propozycje ministra infrastruktury. Jeśli są lub będą wnioski z samych kopalni tak jak z Bogdanki czy Jastrzębskiej Spółki Węglowej i koksowni, to również je sprywatyzujemy. Dokończymy też prywatyzację chemii.

A może to PSL hamuje prywatyzację? Wiceminister Jan Bury stwierdził niedawno w rozmowie z "Gazetą", że państwo powinno zachować kontrolę nad PKO BP, który PO chce sprywatyzować, i nad energetyką, którą też mieliście sprzedawać.

- Właśnie dlatego przygotowujemy czteroletni plan prywatyzacji, żeby ustalić, co sprzedajemy, a czego nie. Jeśli chodzi o PKO BP, jesteśmy z PSL zgodni, że powinien pozostać bankiem narodowym, w którym minister skarbu ma wpływ. Ale bank potrzebuje ogromnego kapitału na rozwój. W statucie PKO BP powinny znaleźć się zapisy dające skarbowi państwa kontrolę nad bankiem, a poprzez ofertę publiczną będziemy chcieli pozyskać pieniądze na inwestycje. Jeśli chodzi o energetykę, to też jest zgoda, żeby przeprowadzić dwa etapy prywatyzacji - najpierw oferta giełdowa, a potem sprzedaż akcji skarbu państwa również inwestorom branżowym. I moim zdaniem w tym drugim etapie państwo powinno sprzedać jak najwięcej swoich udziałów. O tym jednak jeszcze rozmawiamy.

Umowa koalicyjna zakłada, że kwestie, w których PO nie może dogadać się z PSL, będą odkładane na później. To może bardzo opóźniać prywatyzację.

- Państwa w gospodarce jest za dużo, a państwowe firmy są w większości nieefektywne. W ciągu czterech lat chcemy zbliżyć się do końca prywatyzacji. PSL myśli podobnie.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.