Będzie komisarz polityczny w rolniczej agencji

Urzędnicy ARiMR zamiast w systemie komputerowym będą ręcznie obsługiwać wnioski rolników. A minister rolnictwa myśli o wprowadzeniu zarządu komisarycznego w agencji. Na jej czele stanie pewnie szef jego gabinetu politycznego

Kilka dni temu szefowie Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa: prezes Dariusz Wojtasik i wiceprezes Zofia Szalczyk spotkali się z Mirosławem Propem, dyrektorem pionu audytu firmy konsultingowej KPMG. Chcieli przekonać Mirosława Propego, by udzielił Agencji akredytacji na ręczną obsługę wniosków o dotacje w programie Młody Rolnik (to pieniądze dla młodych, którzy chcą rozkręcić gospodarstwo; po 50 tys. zł). To program zaliczany do priorytetowych, sęk w tym, że Agencja nie ma systemu informatycznego do obsługi wniosków. Już w zeszłym roku z powodu braku systemu rolnicy nie dostali z tego programu ani grosza, a w tym roku nadal nie mogą składać wniosków, bo systemu jak nie było, tak nie ma. A czas ucieka, na podpisanie umowy z Agencją rolnicy mają tylko 18 miesięcy od daty przejęcia gospodarstwa. Ci, którzy przejęli je w styczniu 2007 r. mogą czekać tylko do końca maja tego roku.

W Agencji nadal jest wakat na stanowisku wiceprezesa ds. informatyzacji i ta dziedzina leży odłogiem. Dlatego minister rolnictwa wymyślił ręczną obsługę wniosków. Jednak, jak się dowiedzieliśmy, Prope nie dał się przekonać do udzielenia akredytacji. - Nie komentujemy umów zawartych z naszymi klientami - powiedział nam Prope pytany, czy to prawda.

Komisja Europejska raz już zgodziła się na ręczną obsługę wniosków, ale było to w 2004 r., kiedy wchodziliśmy do Unii i ARiMR dopiero startowała. Teraz sytuacja jest zupełnie inna i Bruksela może się nie zgodzić. Z naszych informacji wynika, że Agencja podjęła takie ryzyko i wkrótce ogłosi nabór wniosków i będzie je przeglądać ręcznie. Skutki tej decyzji odczujemy za rok, kiedy unijni urzędnicy skontrolują dokumenty Agencji i nałożą na Polskę karę.

Brak systemu informatycznego to niejedyny problem. Pod płatnościami poza prezesem Agencji ma się też podpisywać główny księgowy powołany na to stanowisko w listopadzie 2007 r. Tadeusz Łukasik. Jak się jednak dowiedzieliśmy, Łukasik, absolwent Instytutu Organizacji i Zarządzania Przemysłem na Politechnice Warszawskiej, nie ma uprawnień głównego księgowego. A to oznacza, że Polska może zostać pozwana przed Europejski Trybunał Obrachunkowy i otrzyma kolejną karę.

By zapanować nad bałaganem w Agencji, minister Sawicki chce tam wprowadzić zarząd komisaryczny. Na jego czele ma stanąć Przemysław Litwiniuk, młody szef gabinetu politycznego ministra. - To jakiś absurd! Ta firma potrzebuje menedżera z prawdziwego znaczenia, tu się zawalił system zarządzania, ludzie nie wiedzą, kogo mają słuchać, brakuje motywacji do pracy, a oni chcą nam dać kolejnego politruka - mówi z goryczą jeden z urzędników w warszawskiej centrali ARiMR.

ARiMR, od kiedy powstała, nie nadążała z obsługą wniosków rolników na różnego rodzaju dopłaty, ale od 2006 r., kiedy rządy objęło PiS, te ciągłe kłopoty zamieniły się w prawdziwą katastrofę. Kolejne ekipy w resorcie rolnictwa i Agencji zajmowały się wymianą kadr, a nie systemem informatycznym, który wymaga ciągłej modernizacji. Najpierw PiS wyrzucił z posad urzędników związanych z SLD i obsadził je swoimi nieprzygotowanymi ludźmi, potem ludzie Andrzeja Leppera wyrzucili tych z PiS, a na koniec ludzie Wojciecha Mojzesowicza wyrzucili ludzi Leppera. Kiedy z kolei do władzy doszła koalicja PO-PSL, PSL pozbyło się starej ekipy i zatrudniło w Agencji swoich ludzi. Na jej czele stanął Dariusz Wojtasik, dobry znajomy Adama Struzika, marszałka województwa mazowieckiego i znanego działacza PSL.

Przez cały poprzedni rok - a było to pierwszy rok funkcjonowania nowego programu rozwoju rolnictwa (PROW) na lata 2007-13, na który Unia dała nam 17 mld euro - w Agencji nie zawarto żadnej umowy informatycznej, nie uruchomiono żadnego programu wypłat dla rolników. Choć w zeszłym roku zebrano ponad 18 tys. wniosków od rolników na modernizację ich gospodarstw (stali dniami i nocami w kolejkach) do tej pory nikt tych wniosków nie zaakceptował. Nadal piętrzą się na biurkach urzędników, bo w Agencji nie ma systemu informatycznego. Pieniądze z PROW na lata 2007-13 jeszcze nie przepadły, choć ich brak w 2007 opóźnia rozwój rolnictwa. Jednak fundusze nie mogą być bez końca przesuwane na następne lata - te przeznaczone na rok 2007 trzeba z Unią rozliczyć do końca 2009 r., te z 2008 do końca 2010 r. itd. Z każdym tygodniem maleje szansa na ich pełne wykorzystanie.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.