Dodatkowych zysków Lotos chce szukać, ograniczając koszty zużycia energii o 1 proc., obniżając koszty logistyki o 11 mln zł oraz sprawniej planując sprzedaż. Ekstra zyski ma też od przyszłego roku zapewnić zwiększenie o 2 proc. wydobycia ropy ze złóż kontrolowanej przez Lotos firmy Petrobaltic oraz obniżenie o 1 dol. kosztów wydobycia baryłki. Takie są główne założenia trzyletniego programu wzrostu wartości Lotosu, który firma rozpocznie w tym roku.
Program ma być realizowany równolegle z gigantycznymi inwestycjami, które pozwolą zwiększyć moce przerobowe rafinerii z 6 do 10,5 mln ton ropy rocznie. - Zaciskanie pasa najlepiej zaczynać w okresie dobrej koniunktury - mówił wczoraj szef Lotosu Paweł Olechnowicz. Ale za dodatkowy wysiłek menedżerowie Lotosu chcą wielkich podwyżek - np. dla prezesa oprócz dotychczasowego wynagrodzenia także miesięcznie prawie 90 tys. zł z podatkiem VAT z tytułu umowy o zarządzenie pionem dyrektora generalnego, a także do 950 tys. zł rocznej premii.
Dodatkowo dla 160 najważniejszych menedżerów spółka wyemitowałaby akcje sprzedawane z rabatem 40 proc. od ceny giełdowej i dające prawo do podwójnej dywidendy w wysokości co najmniej 1,5 zł za akcję. Lotos szacuje, że menedżerowie mogliby zarobić na tych akcjach w sumie ponad 40 mln zł, nie licząc dywidendy i zakładając, że akcja spółki kosztowałaby 50 zł.
Takie propozycje zarządu Lotosu we wtorek ocenią akcjonariusze spółki, z których największym jest skarb państwa. Czy zarząd Lotosu poda się do dymisji, jeśli Ministerstwo Skarbu odrzuci te plany? - Nie rozważajmy wariantów skrajnych - odpowiedział Olechnowicz. Jednak wiceminister skarbu Krzysztof Żuk potwierdził nam, że prawdopodobnie skarb poprosi o przerwę w WZA, aby przeanalizować motywacyjne projekty zarządu.
Lotos zabiega też o dokapitalizowanie akcjami spółki Petrobaltic, które należą jeszcze do państwa. Olechnowicz wykluczał, aby Lotos odkupił te akcje od państwa. Ministerstwo Skarbu decyzji nie podjęło.