prof. Maciej Nowicki: Energetyka bardzo mało zrobiła, żeby się zmodernizować. Od kiedy zajmuję się ekologią - a zajmuję się nią od dawna - mówiło się, że polski system energetyczny oparty na węglu jest przestarzały. Właściwie to co roku branża powinna oddawać do użytku nowe, bardziej wydajne i przyjazne środowisku instalacje o mocy 1000 MW. A przez sześć ostatnich lat oddała łącznie 1700 MW. Sprawność niektórych polskich bloków energetycznych jest na poziomie 34 proc. A w Europie Zachodniej średnia sprawność wynosi 43-44 proc. Polskie elektrownie mogły też inwestować w energetykę odnawialną, mogły być właścicielami elektrowni wiatrowych. I co?
- No to komu mieliśmy obciąć? Tym branżom, które zainwestowały setki milionów w modernizację, w ochronę środowiska? Czy elektrowniom, które nie zrobiły nic?
- Ale przecież poprzedni podział zezwoleń na emisję CO2 też nie miał ustawowego oparcia. I nie został zaskarżony - choć też nie był dla wszystkich korzystny. W Polsce nie ma jeszcze ustawy o handlu emisjami CO2. A dopóki nie ma ustawy, to rozporządzenie ministra jest aktem prawnym, który obowiązuje.
- Jedno trzeba przypomnieć: podział zezwoleń na emisję CO2 pomiędzy przedsiębiorstwa z pięciu podstawowych branż przemysłu miał być przygotowany i przesłany do Komisji do 30 września ub.r.! Kiedy przyszedłem do resortu, to nikt nie umiał wytłumaczyć, dlaczego tak się nie stało. Do końca stycznia mamy obowiązek rozdzielić limity emisji pomiędzy przedsiębiorstwa. I przesłać plany do Komisji. To zabójcze tempo.
Wcześniej Krajowy Administrator Systemu Handlu Uprawnieniami do Emisji [KASHUE - specjalny organ rządowy zajmujący się techniczną obsługą systemu] poinformował mnie, że jest gotowy algorytm redukcji. Zgodnie z nim cięcie liczby zezwoleń na emisję CO2 - wymuszone decyzją Komisji Europejskiej obniżającej nasz krajowy limit z 284 do 208,5 mln ton - miało być takie samo dla wszystkich.
Na to nie mogłem się zgodzić. Powtórzę: dlaczego mamy tak samo traktować branże, które robiły najwięcej dla modernizowania technologii, i te, które nie zrobiły nic?
Dałem więc nowe polecenie: te zakłady, które zostały zmodernizowane i dysponują najlepszymi dostępnymi technologiami, nie mogą być karane. I taki podział musiał się odbyć kosztem energetyki.
- Wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak podzielił - choć z żalem - nasze argumenty w sprawie elektrowni. Zgodziliśmy się natomiast, że są potrzebne korekty, czyli zwiększenie limitu, dotyczące elektrociepłowni.
- Nie jesteśmy na straconej pozycji. Nadal musimy przedstawiać swoje argumenty, wierzę w rozmowy polityczne.
- Tak wysokich podwyżek nie będzie. Z naszych wyliczeń wynika, że w najbardziej korzystnym scenariuszu zmniejszenie limitu emisji CO2 zwiększy cenę prądu o kilka procent. Giełda nie jest najlepszym miernikiem.
- Są inne rezerwy - wykorzystanie metanu z pokładów węgla, gazyfikacja tego ostatniego. A największy potencjał tkwi w oszczędności. Planuję wielką narodową akcję oszczędzania energii. To przyniesie dużo lepsze rezultaty niż budowa jednej elektrowni jądrowej, która zresztą nie zwiększyłaby bezpieczeństwa energetycznego Polski, jako że nie posiadamy złóż uranu.
- Rozmawiamy o tym z Urzędem Komitetu Integracji Europejskiej. I chyba potrzebna będzie nowelizacja polskiego prawa.
Ale nie mniej ważna jest akcja ogólnoeuropejska zmierzająca do tego, żeby ten szalenie niebezpieczny eksperyment - prowadzony na skalę, której ludzkość dotąd nie znała - został powstrzymany. Jestem całkowicie przeciwny, żeby produkty GMO były stosowane w uprawach polowych.
W unijnym prawie jest zapis, że od 2010 r. w Europie nie ma prawa wyginąć żaden gatunek zwierząt zagrożonych. Jeżeli Komisja tak bardzo dba o ochronę przyrody, to nie może lekką ręką wprowadzać do środowiska "żywych zanieczyszczeń biologicznych", sztucznie stworzonych organizmów, które żyją, rozmnażają się, mutują z niewiadomym skutkiem.
Żaden naukowiec dziś nie jest w stanie powiedzieć, jakie mogą być skutki pojawienia się tych roślin w łańcuchu pokarmowym.
- Wszyscy jak mantrę powtarzają, że musimy zgodzić się na produkty GMO, bo to wynika z ustaleń Światowej Organizacji Handlu. Jak to? To my będziemy zatruwać środowisko, bo jest jakaś umowa w ramach WTO i wielkie koncerny produkujące rośliny GMO, takie jak Monsanto, chcą zarobić?
Głównym argumentem przemawiającym na korzyść roślin GMO są większe plony. Ale przecież w Unii już teraz jest nadmiar żywności.
- To pytanie trzeba zadać nie mnie, ale byłemu ministrowi środowiska panu prof. Janowi Szyszce. On przez dwa lata miał szansę taką właśnie ustawę napisać. Ja mam za sobą niecałe dwa miesiące urzędowania.
- Chcę zaznaczyć, że kontrola Ministerstwa Środowiska wykazała, że umowa dotacji dla fundacji Lux Veritatis ma charakter wiążący. Co nie jest jednoznaczne z wypłatą dotacji! Ponadto jeszcze daleka droga Lux Veritatis do tego, żeby budynki szkoły ogrzewać ciepłem geotermalnym. Na razie umowa dotyczy tylko odwiertu mającego na celu określenie wielkości zasobów tego ciepła w rejonie Torunia. Niczego więcej. W ramach umowy z Narodowym Funduszem Ochrony Środowiska Lux Veritatis ma wykonać jeden otwór do głębokości ok. 3000 m mający na celu zbadanie, czy w rejonie Torunia istnieją zasoby wód geotermalnych o takich parametrach i wydajności, które warto w przyszłości wykorzystać do celów ogrzewczych.
Budowa systemu ogrzewczego dla uczelni w oparciu o wody geotermalne to zupełnie inna sprawa. Konieczna jest jeszcze budowa drugiego otworu, centrali ciepłowniczej itd. Przyjmując, że koszt drugiego otworu będzie podobny do pierwszego, można szacować, że to przedsięwzięcie pochłonie 35-40 mln zł.
I w tym wypadku pomoc finansowa ze strony funduszy ekologicznych będzie możliwa tylko wtedy, gdy projekt będzie efektywny pod względem ekonomicznym. A przy tak wysokich kosztach jedynie natrafienie na wyjątkowo wydajne zasoby wód geotermalnych o bardzo wysokiej temperaturze uzasadni budowę wspomnianego systemu ciepłowniczego.