Górnicy okupujący kopalnię Budryk spędzą tam święta?

W kopalni Budryk w Ornontowiach trwa strajk okupacyjny. Górnicy przygotowują się do świąt, które spędzą prawdopodobnie w kopalnianej stołówce.

Budryk w Ornontowicach, jedyna samodzielna kopalnia na Śląsku, przypomina nieco Stocznię Gdańsk z czasów największych strajków. Przed bramą zakładu, na której wywieszono ogromny napis "Strajk", od kilku dni przychodzą rodziny górników: żony, dzieci, matki. Pytają, czy wszystko w porządku i jak długo jeszcze potrwa strajk.

Tymczasem około 500 górników jest już przygotowanych na to, że Wigilię spędzi w kopalnianej stołówce. Szykują choinki, opłatki, jedzenie. Wiadomo już, że do środka na kolację wpuszczą też rodziny. - Jestem już z żoną umówiony, że w razie czego przyjedzie z dziećmi do kopalni. To będzie nasza pierwsza Wigilia, której nie spędzimy w domu - mówi Janusz Żuchowski, górnik z 22-letnim stażem.

Strajk okupacyjny w kopalni trwa od 17 grudnia. Górnicy domagają się wyrównania ich zarobków z płacami w Jastrzębskiej Spółce Węglowej, do której ma być przyłączony Budryk. Chodzi o ok. 700 zł podwyżki. - Możemy być traktowani jak równi, ale nigdy jak gorsi - mówi Wiesław Wójtowicz, jeden z liderów związku Kadra i były członek rady nadzorczej Budryka. Dodaje, że wydajność górników z Budryka jest większa niż górników zatrudnionych w jastrzębskich kopalniach. A mimo to po przyłączeniu mają zarabiać mniej niż inni.

Zdaniem związkowców zarząd ukrywa też prawdziwe zyski kopalni, by nie wypłacać górnikom podwyżek. Twierdzą, że Budryk zarobił w tym roku już 45 mln zł.

Sporną kwestią jest też planowane na przyszły rok wprowadzenie JSW na giełdę. W przypadku prywatyzacji górnicy z Budryka nie będą mieli prawa do darmowych akcji pracowniczych. - To jawna niesprawiedliwość - grzmią związkowcy.

Na wczorajszej konferencji prasowej, którą zwołano na terenie kopalni, Wójtowicz ujawnił też protokół rady nadzorczej sporządzony w lipcu tego roku. Członkowie rady wykryli poważne nieprawidłowości w procedurach przetargowych. Podpisywano umowy na prace, które nigdy nie zostały wykonane, lub wielokrotnie przekraczano zapisane w kosztorysach kwoty. Kopalnia za prace przy montażu obudów zapłaciła 1,5 mln zł, choć umowa opiewała na 800 tys. zł. Dochodziło też do absurdów. Rozstrzygnięto przetarg na remont podziemnej kolejki, której od dawna nie było już na wyposażeniu kopalni. Śledztwo w sprawie ujawnionych nieprawidłowości prowadzi już prokuratura. - Wy harujecie, a pieniądze zarabia ktoś inny - grzmiał Wójtowicz.

- Złodzieje, złodzieje - zaczęli skandować górnicy, którzy domagają się jak najszybszego rozpoczęcia negocjacji. O pomoc już kilkakrotnie prosili premiera Donalda Tuska i ministra gospodarki Waldemara Pawlaka. Twierdzą, że nie dostali odpowiedzi. Wczoraj jeszcze raz zaapelowali do premiera. - My panu ufamy, niech pan zaufa nam. Proszę spowodować, żeby ktoś zaczął z nami rozmawiać - apelował Wójtowicz.

Zarząd kopalni Bydryk oraz szefowie JSW deklarują, że chcą rozmawiać o nowym porozumieniu płacowym. Ale stawiają warunek. - Górnicy muszą przerwać strajk - mówi Mirosław Kwiatkowski, rzecznik Budryka, i dodaje, że każda doba bez fedrowania to 2,5 mln zł strat. W czwartek skończyły się zapasy węgla na zwałach, kopalnia od tego czasu nie prowadzi żadnej sprzedaży. Pozostawiono tylko niewielką rezerwę na potrzeby zakładowej ciepłowni.

W strajku biorą udział Kadra, Sierpień '80 i Jedność Pracowników Budryka. Sześć pozostałych związków zawodowych działających w kopalni nie popiera protestu.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.