SES Astra: Nie finansujemy projektów politycznych

TVP wciąż zastanawia się nad uruchomieniem platformy cyfrowej. Czy to tylko próba wejścia w nowy lukratywny segment rynku, czy też projekt czysto polityczny?

Plany inwestycji TVP w telewizję cyfrową są okryte wielką tajemnicą. W tym roku nadawca publiczny podpisał w kancelarii premiera z Polkomtelem i Polskim Radiem list intencyjny, którego celem jest m.in. stworzenie naziemnej sieci nadawczej pozwalającej odbierać programy TVP w wersji cyfrowej. Jednocześnie Telewizja Polska od dłuższego czasu rozmawia z SES Astra o projekcie satelitarnej platformy cyfrowej.

Nasze nieoficjalne źródła twierdziły, że oba projekty są ze sobą powiązane, a przy pomocy dekoderów platformy widzowie mieliby odbierać zarówno sygnał z satelity, jak i nadajników naziemnych. "Newsweek Polska" informował, że za odbiór programów z platformy widzowie musieliby zapłacić, a kontrolę nad przedsięwzięciem będzie sprawowała właśnie SES Astra, choć koszty jego budowy miałaby ponieść także TVP. Według "Rzeczpospolitej" za obsługę platformy telewizja publiczna miałaby zapłacić 114 mln euro, a także sfinansować dostawę pierwszego miliona dekoderów.

Informacje te poprzedziły niejasne decyzje personalne we władzach mediów publicznych. Krzysztof Czabański, prezes Polskiego Radia i jeden z najbardziej zaufanych współpracowników braci Kaczyńskich, nagle wszedł do rady nadzorczej Polkomtela (choć nigdy nie miał do czynienia z telefonią komórkową) oraz TVP.

O szczegóły przedsięwzięcia zapytaliśmy Ferdinanda Kaysera, prezesa firmy SES Astra zarządzającej 14 satelitami. Ubiegłoroczne przychody spółki sięgnęły 1,61 mld euro. Z jej usług korzystają tacy giganci, jak BBC, BSkyB czy RTL.

Rozmowa z Ferdinandem Kayserem, prezesem SES Astra

Vadim Makarenko: Może pan ujawnić szczegóły propozycji, którą złożyliście TVP? Kiedy ta platforma miałaby ruszyć, kiedy osiągnęłaby rentowność, kto i jakie koszty miałby ponosić?

- Bardzo mi przykro, ale rozmowy trwają i są poufne, więc nie mogę zdradzić tak szczegółowych informacji.

Kiedy rozpoczęliście rozmowy?

- Wstępne dyskusje z TVP na temat projektu platformy cyfrowej rozpoczęły się w 2006 r.

Czy za odbiór programów z platformy widz musiałby zapłacić?

- O tym musi zdecydować TVP, to pytanie trzeba skierować do nich. Jako operator satelitarny bylibyśmy odpowiedzialni za stworzenie infrastruktury, która jest neutralna pod względem technologicznym, czyli można byłoby odbierać jej usługi za pośrednictwem różnych dekoderów, oraz pod względem programowym, co oznacza, że infrastruktura byłaby otwarta także dla innych nadawców. Nie bylibyśmy zaangażowani w kształtowanie pakietu programów dostępnych za pośrednictwem tej platformy.

Co ta neutralność oznacza dla widza?

- W Niemczech, gdzie prowadzimy taki projekt wspólnie z platformą cyfrową Premiere, ustalamy wymogi techniczne, które musi spełniać dekoder, żeby odbierać programy telewizyjne. Znając te wymogi, abonent nie jest skazany na jeden model dekodera, lecz może pójść do sklepu i wybrać sobie taki, jaki mu pasuje. Najprostszy i najtańszy albo droższy wyposażony w dodatkowe funkcje. Może też wybrać dekoder subsydiowany przez Premiere, podpisując dłuższą umowę z operatorem.

A więc platforma, o której rozmawiacie z TVP, nie oferowałaby widzom dekoderów?

- To zależy od decyzji TVP. Gdyby chciała subsydiować część sprzętu, musiałaby to rozważyć. Na pewno SES Astra nie handlowałaby dekoderami.

Kto zatem decydowałby, jakie kanały znajdą się w ofercie?

- Te mechanizmy wciąż omawiamy z TVP. Chodzi o to, żeby oferta programowa była atrakcyjna dla widza, z uwzględnieniem ważnych polskich stacji. Nie oznacza to, że mielibyśmy decydować, które programy telewizyjne znajdą się na platformie. Za zawartość oferty cyfrowej miałaby odpowiadać TVP, bo to należy do jej kompetencji i doświadczenia.

Czy ten projekt platformy satelitarnej ma coś wspólnego z planami TVP dotyczącymi budowy sieci naziemnej telewizji cyfrowej wraz z Polkomtelem i Polskim Radiem? Nasze źródła twierdziły, że te dwie inicjatywy są ze sobą powiązane.

- Nie. Nasz projekt dotyczył wyłącznie budowy platformy satelitarnej. Wiem, że TVP podpisała takie porozumienie, ale nie ma ono nic wspólnego z SES Astra. Jako nadawca publiczny TVP może dbać o swoje interesy, podpisując równolegle porozumienia również z innymi firmami, np. z operatorami kablowymi.

Według informacji "Rzeczpospolitej" i "Newsweeka Polska" zaproponowaliście TVP 10-letnią umowę, na mocy której nadawca publiczny miałby zapłacić 114 mln euro za obsługę platformy oraz udostępnić wam czas antenowy o wartości 105 mln euro na reklamę platformy. Jak pan skomentuje te informacje?

- Nie mogę rozmawiać o szczegółach. Owszem, słyszałem o tych doniesieniach, z przykrością stwierdzam, że są prawdziwe tylko częściowo albo wcale. W naszej branży umowy się podpisuje na dłuższe okresy, chcą tego zresztą tacy operatorzy jak francuski Canal+ czy hiszpański Sogecable. Chcą mieć gwarancje stabilnego rozwoju w przyszłości, a zmiana pozycji orbitalnej na nową oznacza konieczność przestawienia anten, co w przypadku rynku europejskiego dotyczy zazwyczaj milionów abonentów. To są duże koszty dla nadawców, nie wspominając już o dyskomforcie gospodarstw domowych.

Skąd pomysł na platformę cyfrową w kraju, gdzie działają już trzy?

- Myślę, że trzy platformy nie wyczerpują możliwości polskiego rynku. Warto pamiętać, że według danych Europejskiej Unii Nadawców Publicznych (EBU) za zeszły rok tylko 25 proc. polskich gospodarstw domowych będzie miało dostęp do naziemnej telewizji cyfrowej dopiero w 2012 r. To bardzo niewiele. W Polsce ok. 25 mln widzów (6,2 mln domów) ciągle nie może odbierać telewizji cyfrowo.

Rumunia jest znacznie mniejszym rynkiem niż Polska, a działa na nim sześć satelitarnych platform cyfrowych i wszystkie sobie jakoś radzą.

Na jaką liczbę abonentów mogłaby liczyć nowa platforma w ciągu pierwszego roku?

- Nie mogę ujawnić naszych szacunków.

Czy rozmowy z TVP zakończą się jeszcze w tym roku?

- Byłoby bardzo dobrze, ale nie wykluczam, że potrwają dłużej. Z naszej strony presja czasu nie jest ważna, jako SES Astra jesteśmy partnerem technologicznym, a gros decyzji musi podjąć TVP.

Gdzie jeszcze SES Astra realizuje podobne projekty?

- Prowadzimy rozmowy na temat stworzenia takiej platformy w RPA. W Europie poza Niemcami rozmawiamy też z nadawcami w Czechach, na Słowacji i na Węgrzech. W rozmowach biorą udział zarówno nadawcy publiczni, jak i prywatni. W tych krajach jesteśmy mniej więcej na takim etapie, na jakim byliśmy w Polsce rok temu. To wstępne rozmowy, ale wszystkie strony wykazują duże zainteresowanie.

Ile pieniędzy jesteście gotowi zainwestować w takie projekty w Europie Środkowej?

- Nie mogę ujawnić liczb, ale będzie to blisko połowa tego, co zainwestowaliśmy w budowę infrastruktury w Niemczech. To są poważne pieniądze, mówimy tu o dwucyfrowych kwotach mierzonych w milionach euro.

Informacje na temat waszych rozmów w Polsce pojawiły się tuż po tym, jak partia rządząca przegrała wybory parlamentarne. Zrodziło to spekulacje, że projekt platformy jest czysto polityczny, a dzięki niemu ludzie i firmy, do których PiS ma zaufanie, próbują zdobyć wpływy w telewizji cyfrowej, do której należy przyszłość.

- To nie tak. Gdy mówiłem o neutralności naszego projektu, miałem na myśli również aspekt polityczny. To normalna działalność gospodarcza, nie finansujemy projektów politycznych. Udziałowcem SES Astra jest rząd Luksemburga i nie możemy sobie pozwolić na takie rzeczy.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.