Damski głos uratuje lotnisko w stolicy

Najpierw Porty Lotnicze zerwały umowę z wykonawcą nowego terminalu na warszawskim Okęciu, a wczoraj okazało się, że otwarcie nowej hali odlotów wcale nie wymaga wielkich poprawek

Z Warszawy startuje blisko połowa pasażerów, którzy odprawiają się na wszystkich polskich lotniskach. Stołeczny terminal oddany na początku lat 90. od dawna pęka w szwach i przyjmuje ponad dwukrotnie więcej podróżnych, niż powinien. Sytuację poprawiłoby udostępnienie nowej części dworca na Okęciu. Budowa trwa tu już trzy lata i wciąż nie widać jej końca. Pasażerowie muszą lawirować wśród wykopków, na lotnisku panuje ścisk i bałagan. Na razie działa tylko nowa hala przylotów, gotowa hala odlotów czeka na otwarcie od kilku miesięcy, bo straż pożarna nie zgodziła się tam wpuścić pasażerów.

Próby przeprowadzone jeszcze wiosną wykazały bowiem, że w trzeciej minucie od ogłoszenia ewakuacji włączają się wentylatory, które zagłuszają komunikaty płynące z głośników. Tuż przed wyborami minister transportu Jerzy Polaczek (PiS) uznał, że polsko-hiszpańskie konsorcjum firm Ferrovial, Budimex, Lamela nie jest w stanie zapewnić bezpieczeństwa ludzi, gdyby w terminalu wybuchł pożar. Porty Lotnicze zerwały kontrakt warty blisko 250 mln dolarów.

Na ich zamówienie Instytut Techniki Budowlanej zbadał, jakie poprawki są potrzebne. - Wiemy już, co zrobić, ale nie wiemy do końca, jak - stwierdził wczoraj prof. Mirosław Kosiorek z Zakładu Badań Ogniowych. Przyznał, że nie są konieczne ani poważne prace budowlane, ani wymiana wentylatorów. Wystarczy zastąpić część z 3 tys. głośników mocniejszymi. - I zastosować w komunikatach o ewakuacji kobiecy głos, który jest wyższy od dźwięku wentylatorów. Choć wcale nie musi to być sopran koloraturowy - zastrzegł prof. Kosiorek.

Dlaczego nie zrobiono tak od razu? Rzecznik Portów Lotniczych Artur Burak odpowiedział, że w projektach, które przygotowywał wykonawca, moc głośników nie była skoordynowana z poziomem hałasu wentylatorów.

Nie wiadomo, kto poprawi system bezpieczeństwa, bo wbrew zapowiedziom Ministerstwa Transportu budowa terminalu nie zostanie szybko wznowiona. Porty Lotnicze ugrzęzły na razie w jej inwentaryzowaniu, które ma się skończyć w połowie listopada. - To przetrzymywanie wykonawcy na budowie - skomentował Krzysztof Kozioł, rzecznik konsorcjum, które nadal płaci ok. 250 tys. zł miesięcznie m.in. za ogrzewanie i oświetlanie pustej hali odlotów w nowym terminalu. Te i inne koszty wykonawca chce odzyskać w sądzie.

Kiedy Polacy polecą z nowego Okęcia? Raczej nie w tym roku. Graniczną datą jest 28 marca, kiedy na lotniskach zaczyna obowiązywać traktat z Schengen. A na Okęciu tylko nowy terminal jest przystosowany do odprawy pasażerów z Unii Europejskiej bez kontroli paszportów.

Komentarz Seweryna Blumsztajna

Przedsiębiorstwo Państwowe Porty Lotnicze ma do spełnienia publiczną misję. Dlatego jest państwowe. Ma zapewnić bezpieczny i wygodny przylot i wylot z Polski. Tej misji to przedsiębiorstwo spełnić nie umie. W budowie nowego terminalu na Okęciu Porty Lotnicze zawaliły wszystko, co mogły. Przetarg oskarżany przez NIK o "naruszenie uczciwości", wybór podejrzanie taniego wykonawcy, któremu potem podniesiono wartość kontraktu i przedłużano termin zakończenia budowy. Wreszcie w ostatnim etapie PPL nie zrobiły nic, żeby dogadać się z Budimeksem, strażą pożarna i otworzyć terminal. Ekspertyzę, która pokazała, jak mało trzeba było zrobić, by wpuścić do terminalu pasażerów, można było zamówić kilka miesięcy wcześniej.

Po prostu, zapewne z powodów finansowych, Porty Lotnicze szukały pretekstu, żeby zerwać kontrakt. Przedłużający się paraliż lotniska, męki pasażerów, obraz Polski, która nie jest w stanie zbudować średniej wielkości lotniska - wszystko to miały głęboko gdzieś.

Copyright © Agora SA