Sprawa sięga jeszcze 2003 r., gdy państwa Unii Europejskiej uzgodniły reformę Wspólnej Polityki Rolnej. Na mocy tej reformy dopłatami bezpośrednimi zostały objęte nowe rodzaje upraw, np. roślin energetycznych i orzechów.
Polska zażądała, żeby te dopłaty były dostępne dla polskich rolników w takim samym stopniu jak w krajach "starej" UE.
To by jednak oznaczało, że te nowe dopłaty muszą być wyłączone z zasad, jakie Polska uzgodniła w swoim traktacie akcesyjnym rok wcześniej. W 2002 r., na szczycie UE w Kopenhadze, Polska zgodziła się, żeby dopłaty rolne wchodziły u nas "stopniowo". W pierwszym roku członkostwa mieliśmy dostawać tylko 25 proc. pełnej sumy dopłat, dopiero w 2013 r. mamy dostać 100 proc.
Polski rząd uważał jednak, że zasada "stopniowego" dochodzenia do dopłat powinna dotyczyć tylko tych produktów, które istniały we Wspólnej Polityce Rolnej w 2002 r.
Bruksela przekonywała, że jest inaczej. I rozciągnęła nam stopniowanie dopłat także na nowe produkty. Wówczas rząd zdecydował się na skargę do ETS. Pozew wpłynął w 2004 r. Wsparły go inne, nowe państwa członkowskie UE: Węgry, Litwa i Łotwa (były w tej samej sytuacji co Polska).
Niestety, nie zakończył się powodzeniem. Sędziowie najważniejszego unijnego trybunału uznali, że Komisja i Rada UE miały prawo zastosować ogólną zasadę "stopniowania" dopłat także do nowych produktów rolnych.
- Zaskarżona [przez Polskę] decyzja stanowi niezbędne dostosowanie aktu przystąpienia w następstwie reformy WPR i nie narusza zasady dyskryminacji i dobrej wiary - orzekł wczoraj ETS.
Zdaniem unijnego Trybunału nie ma mowy o dyskryminacji polskich rolników, ponieważ "sytuacja rolnictwa w nowych państwach członkowskich różniła się radykalnie od sytuacji w starych państwach członkowskich, co uzasadniało stopniowe wprowadzanie pomocy wspólnotowej".