Guma do żucia bez cukru to nie guma do żucia

Guma bez cukru już nie jest gumą

Stanisław Bareja uwiecznił w komedii "Poszukiwany, poszukiwana" postać PRL-owskiego nielegalnego bimbrownika, który ogromne zakupy cukru tłumaczy badaniami nad "zawartością cukru w cukrze". Jak wiele zdań z komedii Barei fraza ta weszła na stałe do języka. III RP (lub jak kto woli IV) zafundowała nam twórcze rozwinięcie tego tematu - tym razem chodzi o zawartość cukru w gumie do żucia bez cukru. Z pozoru absurdalne zagadnienie ma swój ciężar gatunkowy, i to wymierny w złotych.

Do 2006 r. guma do żucia była po prostu gumą do żucia. W rozdziale "wyroby cukiernicze" Polska Klasyfikacja Wyrobów i Usług wymieniała kilka jej rodzajów: w listkach, w paskach, zawierająca mniej niż 60 proc. cukru lub więcej. W 2006 r. polski oddział światowego potentata Wrigley, który ma ponad 80 proc. naszego rynku gumy do żucia, powziął wątpliwość, czy guma jest aby na pewno gumą. I zapytał Urząd Statystyczny w Łodzi, który decyduje o klasyfikacji towarów, czyli przyporządkowaniu ich do konkretnego rodzaju wymienionego w Polskiej Klasyfikacji Wyrobów i Usług. Ma to kolosalne znaczenie - zaliczenie jakiegoś towaru do odpowiedniej rubryki decyduje o stawce podatku VAT. Guma do żucia - podobnie jak większość wyrobów cukierniczych - teoretycznie jest obłożona standardową 22-proc. stawką VAT. Tak było aż do chwili, gdy Wrigley otrzymał odpowiedź na swoje pytanie. Identyczną odpowiedź dostał też drugi polski producent gum do żucia - firma Perfetti Van Melle.

Okazało się, że guma do żucia bez cukru nie jest gumą do żucia, o której mówi klasyfikacja. Dlaczego? Po pierwsze, tam jest mowa o gumie, która "zawiera mniej niż 60 proc. sacharozy" (czyli cukru). Z pozoru zero procent cukru to mniej niż 60 proc., więc guma jest gumą. Ale okazało się, że nie. - Tam jest użyte słowo "zawiera", a nie można stwierdzić, że coś zawiera cukier, jeśli go nie zawiera w ogóle - tłumaczy "Gazecie" specjalista z Głównego Urzędu Statystycznego. Po drugie, w klasyfikacji guma do żucia umieszczona jest w grupie "wyrobów cukierniczych", czyli z dodatkiem cukru. Skoro guma jest bez cukru, to znaczy, że się w tej klasyfikacji nie mieści - tłumaczą w GUS.

Urząd statystyczny zaliczył gumę do żucia bez cukru do grupy "przetwory spożywcze, gdzie indziej nieklasyfikowane". Trafiła do jednego worka z serem fondue, koncentratem białkowym i syropem glukozowym. Taka klasyfikacja pozwala stosować niższą 7-proc. stawkę VAT, i o to chodzi w całej tej historii.

- No cóż, wiara w to, że uda się racjonalnie podzielić świat według kodów statystycznych, jest utopijna - mówi Krzysztof Sachs, doradca podatkowy z Ernst & Young. - Ale w sytuacji oczywistych absurdów minister finansów powinien interweniować i takie rzeczy trzeba doprecyzować w ustawie.

W telewizyjnych reklamach guma bez cukru nadal występuje jako guma do żucia. Zapewne reklamowanie "mroźnej świeżości innego produktu spożywczego Orbit" byłoby problematyczne.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.