Czescy maszyniści nie chcą polskich pociągów

PKP chciała przedłużyć trasę kilku pociągów jeżdżących do Czech. Ale tamtejsi maszyniści ich nie chcą. - Ich miejsce jest w muzeach techniki, a nie na naszych torach - mówią.

Kilka pociągów kursujących ze Śląska i z Podbeskidzia do Czech zatrzymuje się na pierwszych stacjach za granicą. Tymczasem coraz więcej Polaków pracuje w Czechach, w Ostrawie jest międzynarodowe lotnisko, z którego także korzysta wielu mieszkańców regionu. Władze polskich i czeskich kolei postanowiły ułatwić pasażerom życie i wymyśliły, że trzeba wydłużyć kursy polskich pociągów aż do Ostrawy, między innymi tych kursujących z Raciborza i Katowic.

Zbuntowali się jednak czescy maszyniści, którzy mieliby poprowadzić polskie pociągi od granicy. Federacja Czeskich Maszynistów alarmuje, że miejsce naszych skonstruowanych w latach 60. pociągów EN57 jest nie na torach, lecz w... muzeach techniki. Maszyniści poskarżyli się nawet czeskiej TV Nova. Boją się, że jeśli pozwolą na wpuszczenie polskich składów do Czech, wcześniej czy później dojdzie do katastrofy.

- Stan techniczny tych pociągów to horror. Pociąg jedzie, drzwi są otwarte, a maszynista nic o tym nie wie. Polskie składy są zawodne i niebezpieczne - mówią.

Ochrzcili je nawet pogardliwie "drewnolino", by pokazać kontrast między polskimi składami a nowoczesnym czeskim Pendolino. Związkowcy złożyli oficjalny protest w czeskim Urzędzie Nadzoru Kolejowego, który dopuścił polskie pociągi do ruchu. Wezwali też maszynistów, by bojkotowali prowadzenie składów z Polski.

Łukasz Kurpiewski, rzecznik prasowy spółki PKP Przewozy Regionalne, dziwi się protestom maszynistów. - W czwartek nasze pociągi zostały skontrolowane przez Czechów. Nie wykazano nieprawidłowości, wszystko jest w porządku. Do Czech wysyłamy co prawda starszy tabor, ale w pełni bezpieczny - zapewnia Kurpiewski.

To samo mówi Barbara Szczerek z Przewozów Regionalnych w Katowicach: - Nasze pociągi spełniają wszystkie czeskie wymogi. Gdyby było inaczej, nie przekroczyłyby granicy.

Stanisław Kocoń, przewodniczący katowickiego oddziału Związku Zawodowego Maszynistów Kolejowych w Polsce, mówi, że awantura o tabor to pretekst. - W rzeczywistości Czesi boją się o swoje miejsca pracy. Nasze pociągi mogą odebrać im część pasażerów - mówi Kocoń. Przypuszcza, że protesty mogą mieć też związek z tym, że kilku maszynistów ze Śląska właśnie intensywnie uczy się języka czeskiego. - Czesi boją się, że Polacy zabiorą im pracę, a oni tylko chcą lepiej porozumiewać się z nimi przez radio na trasie - zapewnia związkowiec.

Przejazd pociągów pasażerskich przez granicę zawsze stwarzał pewne problemy. Nasi maszyniści wspominają pociąg, który kursował z Polski przez Czechy na Słowację i na każdej granicy zmieniała się obsługa. - Długo nie pojeździł - mówią związkowcy. Przyznają jednak, że czeskie pociągi są lepsze. - Zawsze mieli lepszy tabor od naszego, produkowała go głównie Škoda. Ale nie przesadzajmy, że dziś ich pociągi pasażerskie są takie dobre, a nasze takie marne. Wyjątkiem jest może Pendolino. Tego możemy im zazdrościć - mówi Kocoń.

Copyright © Agora SA