Regiony szybsze od Warszawy w negocjacjach z UE

Komisja Europejska dała pięciu polskim województwom zielone światło na wydawanie miliardów pomocy z UE

We wtorek w Brukseli zakończyły się negocjacje pięciu Regionalnych Programów Operacyjnych (RPO). To plany regionów, jak wydać 16 mld euro dotacji unijnych. Samorządy wojewódzkie same opracowywały plan, a później z przedstawicielami rządu negocjowały z Komisją, czy taki plan może być realizowany.

Komisja Europejska uznała, że programy woj.: dolnośląskiego, małopolskiego, pomorskiego, śląskiego i wielkopolskiego są zgodne z prawem Unii i celami, na które Bruksela chce wydawać pieniądze.

To oznacza zielone światło do wydawania euro. Komisja musi jeszcze zatwierdzić te programy, a później będzie już można ruszać z konkursami na dotacje. Ale to formalność.

- Nasz sukces w Brukseli otwiera szansę na podpisanie przez panią komisarz Danutę Hübner wynegocjowanego porozumienia już na początku września. Będziemy mogli szybciej ogłosić konkursy - powiedział po zakończeniu negocjacji marszałek woj. śląskiego Janusz Moszyński.

Śląsk to jeden z regionów, do których do 2015 r. napłynie najwięcej unijnych dotacji w ramach RPO: 1,6 mld euro. Więcej dostanie tylko Mazowsze - 1,8 mld euro. Ale Mazowsze - jak i pozostałe dziesięć województw - na razie jeszcze nie zamknęło negocjacji z Komisją. A bez tego pieniądze nie popłyną.

Podobny kłopot, czyli niezakończone negocjacje, możemy mieć z programami centralnymi. Tam są pieniądze na infrastrukturę, walkę z bezrobociem, wsparcie innowacyjności firm - ale w skali kraju, a nie województwa. Wydawanie tych dotacji będzie koordynował rząd, to w sumie ponad 50 mld euro.

Polska jest zaskoczona opóźnieniem, bo Komisja Europejska na początku wakacji sugerowała, że znacznie wcześniej uda nam się uzgodnić właśnie duże programy krajowe - np. "Infrastruktura i środowisko", w którym mamy zarezerwowane ponad 27 mld euro na budowę autostrad, remonty na kolei itd.

Tymczasem regiony były szybsze. Powód? To mniejsze programy od tych sterowanych ze szczebla krajowego i samorządowcy są mocno zdeterminowani, żeby jak najszybciej unijne dotacje zaczęły płynąć do ich województwa. Tymczasem rząd, który negocjuje programy centralne, musi się borykać z takimi problemami jak np. Natura 2000.

Komisja Europejska miała poważne zastrzeżenia do tego, czy polskie inwestycje nie naruszą obszarów chronionych i domaga się dokładnego ich wyznaczenia (minister środowiska nie poradził sobie z tym w ciągu ostatnich dwóch lat). To tylko jeden z problemów, które wstrzymywały polskie programy centralne w lipcu, ale rząd zapewniał, że problem rozwiązał.

- Nie spodziewaliśmy się tych problemów z negocjacjami, ale mamy nadzieję, że uda się jak najszybciej wyjaśnić sporne kwestie - mówi "Gazecie" jedna z osób zaangażowanych w rozmowy z Brukselą. Nie wiadomo jednak, kiedy uda się uzgodnić treść naszych centralnie nadzorowanych planów inwestycyjnych za unijne euro. A to oznacza, że nie wiadomo, kiedy będziemy mogli zacząć inwestycje m.in. na Euro 2012.

Samorządowcy chcą, żeby inwestycje z ich Regionalnych Programów Operacyjnych ruszyły jak najszybciej. Z funduszy strukturalnych samorządów będą budowane m.in. drogi w regionach, firmy dostaną dotacje na inwestycje, będzie finansowana walka z bezrobociem. To może nie być jednak tak łatwe i na dotacje trzeba będzie poczekać - Ministerstwo Rozwoju musi najpierw wydać rozporządzenia, na podstawie których będzie można udzielać pomocy z unijnej puli, np. te dotyczące zasad udzielania pomocy publicznej.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.