Jeszcze w czwartek minister gospodarki morskiej Rafał Wiechecki zapewniał polskich dziennikarzy w Brukseli, że polski rząd zaskarży do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości decyzję Komisji Europejskiej nakazującą przerwanie połowów dorsza przez polskich rybaków. - Kontrole zostały przeprowadzone tylko w jednym porcie na kilkunastu kutrach - twierdził minister Wiechecki.
W piątek Komisja oficjalnie zaprzeczyła słowom ministra, byłego działacza Młodzieży Wszechpolskiej. - Były cztery serie inspekcji w różnych polskich portach przeprowadzone przez pierwsze cztery miesiące tego roku - powiedziała "Gazecie" Mireille Thom, rzeczniczka unijnego komisarza ds. rybołówstwa Joe Borga. - Jeszcze się nie zdarzyło, żeby jakieś państwo unijne kwestionowało rzetelność naszych kontroli - dodała Thom.
Komisja Europejska przestrzega także, by polski rząd nie próbował zlekceważyć nałożonego przez nią zakazu połowów (minister Wiechecki dał w czwartek do zrozumienia, że nie zadba, by rybacy przestali łowić).
- Jeśli złamiemy zakaz, to Komisja może nas potraktować brutalnie - twierdzi Zbigniew Karnicki, wicedyrektor Morskiego Instytutu Rybackiego w Gdyni. - Po pierwsze, może wstrzymać fundusze strukturalne dla polskiego rybołówstwa. Po drugie, odjąć to, co mimo zakazu zostanie złowione, od przyszłorocznych limitów. Po trzecie, skierować sprawę do Trybunału w Strasburgu. Złamanie zakazu może więc doprowadzić do tego, że w przyszłym roku Polska nie dostanie żadnego limitu na dorsza.
Mireille Thom potwierdza, że w razie łamania zakazu Komisja rozważy pozwanie Polski do ETS-u i nałożenie na nas grzywny.
Komisja nie ukrywa, że jest zaskoczona postawą polskiego rządu w sprawie dorszy. Podkreśla, że do tej pory inne państwa unijne same decydowały się zakończyć połowy, gdy Komisja ostrzegała je, że ich rybacy przekraczają dostępne limity.
Polska była pierwszym krajem - twierdzi Thom - który polecenia Komisji po prostu zlekceważył.
Maciej Sandecki, Gdańsk