Monopoliści rynku energii bronią pozycji

Nie ma na razie szans, żeby klienci, którzy zmienią dostawcę prądu, mogli rozliczać się jedną fakturą. Nie pozwalają na to zakłady energetyczne, które bronią swej pozycji lokalnych monopolistów

Od 1 lipca każdy z nas może zmienić dostawcę prądu. Polska tak jak cała Unia Europejska liberalizuje swój rynek energetyczny. I choć analitycy są zgodni, że ceny energii w Polsce będą rosnąć, to konkurencja może przynajmniej ograniczyć ten wzrost. Polacy za prąd płacą całkiem sporo - uwzględniając siłę nabywczą społeczeństwa, jesteśmy pod tym względem na trzecim miejscu w Europie.

Zakłady energetyczne, które dziś są monopolistami na swoim terenie, będą mogły dostarczać prąd w całym kraju. Żeby to zrobić, muszą podpisać umowy z dystrybutorami - specjalnie wydzielonymi firmami, które zajmują się hurtową sprzedażą energii. Każdy z zakładów musi wydzielić takiego właśnie dystrybutora.

Klienci mogą zyskać na cenach i jakości usług.

Liberalizacja rynku ledwo ruszyła, a już zaczęły się trudności. Dziś klienci otrzymują od dostawcy prądu jedną fakturę i - teoretycznie - nie ma przeszkód, żeby tak było po zmianie dostawcy. Zależy to wyłącznie od umów, które sprzedawcy energii zawierają z dystrybutorami. Okazuje się jednak, że wynegocjowanie zasady "jednej faktury" idzie jak po grudzie. Wygląda na to, że gdy zmienimy dostawcę, to jedną fakturę będziemy dostawać od od niego, a drugą od dystrybutora prądu.

Vattenfall dostarczający prąd do 1,1 mln klientów na Śląsku w ciągu kilku miesięcy zebrał 10 tys. formularzy wypełnionych przez osoby rozważające zmianę dostawcy. Firma przygotowała kilka rodzajów ofert dla nowych i starych klientów. Nawet dla miłośników ekologii - ci, którzy zdecydują się zapłacić średnio 10 zł miesięcznie więcej, będą wiedzieć, że za te pieniądze firma kupiła energię z odnawialnych źródeł, choć oczywiście ich prąd w gniazdku będzie taki sam jak ten wytwarzany z węgla. Vattenfall chce dotrzeć do rodzin, które zużywają więcej energii niż przeciętni Polacy. Z tego punktu widzenia najbardziej atrakcyjne są osiedla domków jednorodzinnych na przedmieściach miast. - Mnóstwo ludzi pyta nas o możliwość zmiany dostawcy prądu - mówił wczoraj na konferencji prasowej dyrektor Grzegorz Lot z firmy Vattenfall Polska, która przystąpiła do marketingowej ofensywy. - Pytają, czy po zmianie będą dostawać jedną czy też dwie faktury. Kiedy mówimy, że dwie, słyszymy: a to dziękuję.

Niektóre firmy w ogóle nie chcą nawet przystąpić do negocjacji. - Dystrybutorzy prądu w Białymstoku, Rzeszowie, okolicach Warszawy i Łodzi (Warszawa-Teren i Łódź- Teren) w ogóle nie chcą z nami rozmawiać, nie odpowiadają na próby nawiązania kontaktu - skarżył się wczoraj Lot. To zupełnie uniemożliwi szwedzkiemu potentatowi podbieranie im klientów. - Rozważamy skargę do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów oraz Urzędu Regulacji Energetyki - dodał Lot. - Obowiązek podpisania umowy wynika z prawa energetycznego, jeżeli skarga do nas wpłynie, na pewno ją rozpatrzymy - powiedziano nam w URE.

Prezes Vattenfalla Torbjörn Wahlborg podsuwa inne, systemowe rozwiązanie - Potrzebne jest opracowanie standardowej umowy, która określałaby, co powinno się znaleźć w kontrakcie między dystrybutorem a sprzedawcą energii. - My również dostrzegamy taką potrzebę, ale wymagałoby to zmiany prawa - powiedział nam anonimowy urzędnik URE.

Także RWE Stoen - działającemu w Warszawie drugiemu zagranicznemu gigantowi energetycznemu, który zamierza powalczyć o ogólnopolski rynek - nie udało się do tej pory podpisać umowy dającej klientowi prawo do jednej faktury. - Wciąż trwają nasze rozmowy z innymi spółkami energetycznymi. Nie mamy jeszcze wszystkich umów.

Dążymy jednak do tego, aby móc klientom proponować umowę kompleksową, bo naszym zdaniem jest to duży atut handlowy - wyjaśnia Iwona Jarzębska, rzecznik RWE Stoen.

Vattenfall daje do zrozumienia, że w tej sytuacji zamierza stosować zasadę: "Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie" i sam nie będzie pozwalał klientom, którzy zrezygnują z jego usług, na rozliczanie się jedną fakturą z nowym dostawcą.

Tymczasem jeszcze kilka miesięcy temu niemal wszyscy prezesi działających w Polsce grup energetycznych zgadzali się z tym, że musi być jedna faktura. - Nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej - mówił miesiąc temu ówczesny wiceprezes, a dziś szef Polskiej Grupy Energetycznej Paweł Urbański. To do PGE należą właśnie

także zakłady w Białymstoku, Rzeszowie, okolicach Warszawy i Łodzi, na które skarżył się Vattenfall.

Faktury już raz utrudniły liberalizację jednego rynku - telekomunikacyjnego. W 2001 r. poległ na nich NOM - pierwszy konkurent TP SA. TP SA, powołując się na ustawę o VAT, nie zgadzała się aby klienci, którzy wybrali NOM mogli płacić jeden rachunek TP SA, a ta rozliczałaby się ze swym konkurentem. Sprawa ciągnęła się wiele miesięcy, w końcu zmieniono przepisy i dopiero wtedy konkurenci zaczęli na dobre podgryzać giganta.