W Chinach rośnie samochodowa potęga

Targi samochodowe w Detroit: elektryczny Chevrolet Volt, komputerowy Ford Focus Sync i Chińczycy, którzy nadchodzą

Jeśli na tak dużych targach da się łatwo wskazać ich największą atrakcję, przyczyny mogą być dwie - albo targi są mało ciekawe, albo doszło do przełomowej premiery. W przypadku tegorocznego North American International Auto Show w Detroit prawdą jest i jedno, i drugie - targi są skromniejsze, niż można było oczekiwać po ich setnym wydaniu, a samochód pokazany przez GM ma szanse na rynkowy przebój. Chevrolet volt, bo o nim mowa, to pierwszy elektryczny pojazd, który nie przypomina sprzętu AGD, zapewnia przyzwoite osiągi i nie wymaga częstego podłączania do gniazdka. W dodatku jest lekki i funkcjonalny. Jego smukłe nadwozie swobodnie mieści cztery osoby i zestaw niewielkich akumulatorów litowo-jonowych z rodzaju tych, jakie mamy w swoich komórkach.

"Jeśli należysz do 78 proc. osób, które dojeżdżają do pracy nie dalej niż 20 mil (ok. 32 km), możesz zapomnieć o stacjach benzynowych" - zapewnia producent. Na dalszych dystansach włącza się silnik spalinowy, który doładowuje baterie w czasie jazdy. Ale nawet wtedy volt pozostaje autem ekologicznym w sprzyjających warunkach spalającym zaledwie 1,57 l/100 km. Jeden bak wystarczy na ponad 1000 km. Kierowca nie musi drzeć, że utknie gdzieś między dwoma gniazdkami i trwonić czasu na wielogodzinne ładowanie. Jest tylko jeden problem: to prototyp. Aczkolwiek - jak zapewnia GM - w ciągu kilku lat do salonów trafią zbliżone produkcyjne wersje.

Już produkowany jest za to Ford Focus Sync, czyli wersja popularnego kompaktu zmodernizowana przy udziale firmy Macrosoft. Auto stanowiące połączenie samochodu z komputerem na niespotykaną skalę ma zdobyć młodszą klientelę. Niemalże cały sprzęt pokładowy da się obsługiwać w nim głosem, bez odrywania rąk od kierownicy. Prowadzący może dyktować treść SMS-ów i zlecać komputerowi czytanie na głos przychodzących informacji. Nowy focus pozwoli więc zacząć prace już w drodze do pracy.

Zadatki na rynkowy przebój ma też Chrysler Town & Country, czyli następca popularnego voyagera. Jego sześcioosobowe wnętrze można w kilkanaście sekund przerobić na salonkę, obracając fotele drugiego rzędu i montując stolik. Jeszcze szybsze jest składanie trzeciego rzędu siedzeń, uruchamiane jednym zaledwie przyciskiem. - Na rynku nie było dotąd tak funkcjonalnego auta rodzinnego - zachwala DaimlerChrysler niezrażony faktem systematycznego spadku sprzedaży miniwanów (z 1,4 mln w 2000, do 971 tys. w 2006 r.).

Coraz lepiej sprzedają się za to w USA, crossovery, SUV-y i auta luksusowe. O tym, że z nie zawsze oczywistych przyczyn, przekonał się Cadillac. Ta kojarzona z 60-latkami marka nieoczekiwanie stała się modna wśród o połowę młodszych raperów i hiphopowców chcących podkreślić swój materialny status. Stąd też hasło Not Your Daddy's Caddy" towarzyszące premierze nowego modelu CTS i coraz więcej konkurentów naśladowców ociekającego chromem SUV-a Escalade.

To jednak wyjątki. Analitycy nie mają wątpliwości, że amerykańskich producentów czeka ciężki rok. Przewiduje, że 2007 r. rynek skurczy się o 3 proc. przy wzroście udziału obcych, głównie azjatyckich marek. W dodatku Japończycy, Koreańczycy i Chińczycy atakują nawet te jego obszary, w których dotąd brylowali Amerykanie. Przykładem może być Toyota Tundra CrewMax. Debiutujący w Detroit pierwszy japoński pełnowymiarowy pikap ponoć już jesienią zapewni przewagę dalekowschodnich modeli nad amerykańskimi w segmencie półciężarówek (sama Toyota chce ich tam sprzedać 200 tys. - o 80 tys. więcej niż przed rokiem). To samo dotyczy większości amerykańskich aut, które albo coraz liczniej zalegają na placach sprzedaży (GM przyznaje, że jego zapasy przekroczyły już milion sztuk), albo sprzedawane są z dużymi upustami. W tym kontekście nie dziwi skromniejsza oprawa tegorocznych targów i alarmujące tytuły w lokalnej prasie, jak "Chiny nadchodzą i dlaczego mamy powody do obaw". Premiera dwóch aut marki Changfeng - Liebao CS6 (SUV) i Feibao CT5 (pikap), które niebawem trafią do amerykańskich salonów (ten drugi w cenie 10 tys. dolarów), to - zdaniem autorów - przedsmak tego, co nieuniknione, czyli chińskiej supremacji na rynku motoryzacyjnym. Jeśli sprawdzą się prognozy i produkcja aut w Państwie Środka w ciągu dekady wzrośnie do 24 mln sztuk, Ameryka zostanie zdetronizowana i na największe targi będziemy jeździć do Pekinu.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.