Mamy 5,5 proc. wzrostu i ruch w inwestycjach

Czekaliśmy na to przynajmniej trzy lata, ale mało kto spodziewał się, że objawi się tak gwałtownie. Inwestycje wystrzeliły! To znak, że wzrost gospodarczy jest zdrowy i nie zwiędnie nagle

Ekonomiści ze spokojem czekali na dane GUS o wzroście gospodarki w II kwartale. Byli przekonani, że będzie on wysoki, tak dobry jak w I kwartale, gdy wyniósł 5,2 proc., a może nawet wyższy. Spodziewali się solidnego wzrostu konsumpcji i inwestycji. Choć wydawało się, że i tak pełnych optymizmu nic nie zaskoczy, to dane ogłoszone wczoraj przez GUS sprawiły im wielką niespodziankę.

Wzrost bowiem wyniósł 5,5 proc. PKB, tyle ile spodziewali się najwięksi optymiści. Ale nawet ich prognozy rozminęły się z rzeczywistością, gdy przyszło szacować inwestycje. Choć GUS już kilka dni temu sugerował, że wzrost inwestycji będzie wysoki (tylko w firmach zatrudniających co najmniej 50 osób wyniósł przeszło 15 proc. w całym pierwszym półroczu, a według słów wiceprezes urzędu Haliny Dmochowskiej "firmy mniejsze nie zaniżyły dynamiki inwestycji"), to ekonomiści ostrożnie mówili o ożywieniu. Że następuje - to pewne. Wzrost miał przyspieszyć z 7,4 do 10 proc. Tymczasem niemal podwoił się! - inwestycje zwiększyły się o 14,4 proc.

- To największy wzrost od ośmiu lat. Wiele osób obawiało się, że gospodarka będzie w tym roku napędzana przez konsumpcję prywatną. Tymczasem aż 2,3 pkt. proc. wzrostu PKB zostało wypracowane właśnie przez inwestycje - mówi Ryszard Petru, główny ekonomista Banku BPH. Wysoka dynamika inwestycji utwierdza nas w przekonaniu, że wzrost gospodarczy jest zdrowy i trwały. Skoro firmy zaczęły inwestować, to tak szybko nie przerwą tego procesu. - W ciągu najbliższych dwóch lat z naszym wzrostem PKB nie powinno dziać się nic niepokojącego - ocenia Mirosław Gronicki, były minister finansów.

Wprawdzie drugie półrocze będzie - zdaniem analityków - słabsze niż pierwsze, ale tylko nieznacznie. To ze względu na fakt, że w 2005 roku wzrost stopniowo przyspieszał. Porównujemy się więc z coraz wyższą bazą, utrzymanie tempa jest więc coraz trudniejsze. Jednak przez cały rok gospodarka ma urosnąć przynajmniej o 5 proc. Ministerstwo Finansów mówi nawet, że będzie to 5,5 proc.

Ale wraz ze wzrostem nasilać się będzie presja na podnoszenie cen, co skutkować będzie podwyżkami stóp procentowych, prawdopodobnie już na początku przyszłego roku. W lipcu inflacja wyniosła 1,1 proc., zaskakująco skacząc z 0,8 proc. w czerwcu. Coraz mocniej ceny podnoszą też producenci.

Wczoraj Rada Polityki Pieniężnej stóp nie zmieniła, zgodnie z tym, czego się spodziewano. Rynek oczekiwał jednak, że z komunikatu będzie wynikać zapowiedź podwyżek. - RPP nie skomentowała jednak wzrostu inflacji. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że to zamykanie oczu przed zakrętem - mówi Ryszard Petru. - Jeśli tak silne dane o wzroście PKB będą nadal się pojawiać, to presja inflacyjna pojawi się wcześniej niż oczekiwano. Rada nie uniknie koncentrowania się na inflacji. Gospodarka tak dobrze sobie radzi, że nie będzie mogła ona sobie pozwolić na niebranie tego pod uwagę - dodaje Jacek Wiśniewski, główny ekonomista Raiffeisen Banku.

W efekcie rynek finansowy był w środę skołowany. Najpierw po danych o PKB przekonanie o nieuchronności podwyżek wzrosło i rentowności obligacji wzrosły. Po wyjątkowo gołębim komunikacie - spadły. Ekonomiści przepowiadają teraz, że stopy procentowe po raz pierwszy zostaną podniesione już na początku przyszłego roku.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.