Internet w airbusach mimo porażki w boeingach

Boeing poległ na podniebnym internecie. Ale nie znaczy to, że w samolotach nie będzie można wysyłać e-maili czy przeglądać stron internetowych. Na miejsce amerykańskiego giganta ustawia się kolejka nowych graczy

Na papierze wszystko wyglądało jak biznesowy strzał w dziesiątkę. Pasażerowie w samolocie mieli dostać - za dodatkową opłatą - dostęp do internetu. Kiedy w 2000 r. Boeing uruchamiał odrębną spółkę, która miała się zająć systemem Connexion, prognozy branży lotniczej mówiły, że do 2010 r. podróżni wydadzą na taką przyjemność 70 mld dol. Boeing szybko dogadał się z trzema amerykańskimi przewoźnikami - American, United i Delta. Lotniczy gigant miał na pokładach ich samolotów (łącznie w ponad półtora tysiąca maszynach) zainstalować specjalne anteny, które utrzymywałyby stały kontakt między samolotem i satelitą. Zatrudnił nawet kilkaset osób do obsługi i rozbudowy Connexion. System komercyjnie miał ruszyć w drugiej połowie 2002 r.

Plany wzięły jednak w łeb - po atakach terrorystycznych z 11 września 2001 r. linie lotnicze zajęły się ratowaniem własnej skóry przed bankructwem, a internet odłożyły na półkę.

Ale nawet gdy pasażerowie znów zaczęli chętniej latać, internet na pokładzie nie stał się takim hitem, jak przypuszczano.

- Rynek na tę usługę nie jest taki, jakiego oczekiwaliśmy - tak mówił Jim McNerney, szef Boeinga, w zeszłym tygodniu, kiedy amerykański gigant ostatecznie zrezygnował z Connexion (system będzie działał jeszcze przez kilka miesięcy).

Według nieoficjalnych informacji Boeing w podniebny internet wpompował ok. miliarda dolarów. Samo zamknięcie spółki będzie go kosztowało ponad 300 mln dol.

"Z WiFi Boeinga korzystałem kilkakrotnie na trasie do Los Angeles. (...) Można normalnie w samolocie popracować z mailem. Wytestowałem też Skype - poza hukiem silników w tle wszystko było naprawdę git. Szkoda, ale mam wrażenie, że to jeszcze wróci" - napisał na forum IDG.pl internauta podpisujący się jako "mfk".

Wygląda na to, że rzeczywiście wróci - porażka Boeinga nie odstrasza bowiem nowych graczy. Na internet w samolotach ostrzy sobie zęby francuski Airbus, największy rywal Amerykanów. Spółka chce zaprezentować OnAir - odpowiedź na Connexion - jeszcze w tym roku, wraz z dostawą pierwszego giganta A380 dla linii lotniczych Singapore Airlines.

Z kolei mało znana spółka ASiQ chce oferować dostęp do internetu za 5 do 15 dol. za lot (w zależności od wielkości samolotu). Szczegóły spółka zamierza ujawnić w połowie września na lotniczych targach w Miami, komercyjnie serwis miałby ruszyć już w przyszłym roku.

Pierwsze testy ma już za sobą AirCell - dostawca usług głosowych i danych (za pomocą satelity) dla samolotów korporacyjnych. Przedstawiciele spółki twierdzą, że są w stanie świadczyć usługę dostępu do internetu w samolocie poruszającym się z prędkością 600 mil na godzinę i na wysokości 40 tys. stóp nad poziomem morza.

Ile to będzie kosztowało? Na razie nie wiadomo. Szef AirCell Jack Blumenstein twierdzi tylko, że cena będzie grubo poniżej poziomu, jakiego można by się spodziewać dla tego typu usługi w samolocie (Boeing za Connexion pobierał 30 dol. za cały lot, godzina surfowania w sieci kosztowała 10 dol.).

Na kogoś, kto wypełni lukę po Connexion, czeka Lufthansa, jeden z zaledwie 12 przewoźników, którzy udostępniali internet Boeinga na pokładach swoich samolotów. - Chcemy kontynuować tę usługę, ale obecnie jeszcze nie wiemy jak - przyznał Michael Lamberty, rzecznik Lufthansy. - Całe szczęście, że Connexion ma jeszcze działać przez kilka miesięcy, więc mamy trochę czasu, by znaleźć rozwiązanie - dodał. Zawiedzione decyzją Boeinga są japońskie linie. - Jesteśmy rozczarowani, bo Connexion zyskało już pewną popularność wśród naszych pasażerów - mówi Rob Henderson, rzecznik All Nippon Airways. Średnio na lot przypadało 15 pasażerów surfujących po sieci.

- To jasne, że internet w samolocie to dobry biznes, tyle że nie tak, jak robił to Boeing - stwierdził Ken Dulaney, analityk firmy badawczej Gartner. - Problem w tym, że linie lotnicze obecnie ledwie mogą sobie pozwolić na zakup nowych opon, a co dopiero na instalację takich systemów.

Przed chętnymi jeszcze jedna bariera - wszystkie plany biznesowe okażą się niewypałem, gdyby okazało się, że zakaz wnoszenia na pokład jakiejkolwiek elektroniki - jak to miało ostatnio miejsce po udaremnionym zamachu terrorystycznym w Wielkiej Brytanii - obowiązywałby dłużej niż tylko kilka dni.

Copyright © Agora SA