Ciemna liczba szukających pracy w UE

Pół miliona, milion, a może już dwa miliony Polaków pojechało szukać szczęścia i pracy w UE. GUS, NBP i demografowie zastanawiają się jak ich policzyć i jak zbadać wpływ tych wyjazdów na gospodarkę. Od razu rodzi się więc pytanie, czy przypadkiem najsilniejszym motorem wzrostu gospodarczego, którym się cieszymy, nie są emigranci. Czy fundują go nam rodacy z Londynu i Dublina?

Od początku transformacji nie mieliśmy do czynienia z tak wielką falą emigracji, jak ta, która ruszyła po otwarciu dla Polaków rynków pracy w kilku państwach Unii. Wiadomo już, że to ważne zjawisko mające wpływ na procesy gospodarcze.

Lecz urzędnicy nie mają pojęcia, jak wielka jest skala migracji i w jakim stopniu przekłada się na to, co dzieje się w Polsce - ilu wyjechało, na jak długo, czy przysyłają pieniądze do Polski i ile? I nie wiedzą, jak się zabrać do zbadania tego problemu.

GUS, NBP i Ministerstwo Pracy powołały dopiero zespół, który ma opracować metodologię badania procesów migracji zarobkowej. To trudne, gdyż wyjeżdżających przybywa, a ich losy wymykają się statystyce. Rzeczywistość zaroiła się od zagadek.

Zagadka 2 mln

Zdaniem cytowanego w "Gazecie" specjalisty od migracji z Uniwersytetu Opolskiego dr. hab. Romualda Jończego, od maja 2004 r. pracę za granicą podejmowało nawet do dwóch milionów Polaków: - Oficjalne dane są niższe, ale z wielu przyczyn nie odpowiadają rzeczywistości. Prawdziwe liczby są o wiele większe, nie wiadomo tylko, czy o 50, czy o 300 proc. Wielu ludzi nie wymeldowuje się w Polsce i nie rejestruje się na miejscu, w obcym kraju. A cześć z nich już wróciła. To nie jest tak, że 2 mln nie ma w kraju w jednym czasie - Polacy wyjeżdżają i wracają.

Jego zdaniem na pewno za granicą przebywa w tej chwili ok. 500 tys. Polaków, którzy wyjechali z kraju przed 2004 r. Grubo ponad 1 mln osób podejmowało pracę za granicą od lipca 2005 do czerwca 2006. - To może być 1,5 mln, ale też mogą być 2 mln. Część z nich wyjechała na stałe, a część tylko na pewien czas - mówi.

Potwierdza te szacunki dr hab. Wojciech Łukowski z Ośrodka Badań nad Migracjami: - Liczba 1,5 do 2 mln Polaków za granicą, i jest zaniżona. Ale pokazuje, jaka jest skala zjawiska. Zwykle rzeczywistą liczbę emigrantów szacujemy w następujący sposób: do legalnej, zarejestrowanej liczby Polaków za granicą dodajemy drugie tyle. A dokładnie migrantów nigdy się nie zbada - trzeba byłoby nam wszystkim założyć jakąś elektroniczną obrożę albo implant.

GUS próbuje ustalić liczbę osób, które przebywają za granicą powyżej dwóch miesięcy. Podaje, że między rokiem 2003 a 2005 wzrosła ze 172 do 315 tys., czyli byłaby to znacznie mniej. Statystycy zaznaczają jednak, że ich dane są zaniżone: - Możliwości zbadania tego zagadnienia w gospodarstwach domowych są ograniczone. Dane te ilustrują jedynie rosnącą dynamikę zjawiska, a nie jego skalę.

W Irlandii i Wielkiej Brytanii każdy zatrudniający się legalnie musi się zarejestrować. W rejestrach jest 80 tys. Polaków w Irlandii i 240 tys. w Anglii. - Gdyby podsumować dane ze wszystkich krajów, to okaże się, że jest ich najwyżej około miliona - uważa Anna Baranowska z Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej.

I dodaje kolejne wątpliwości. - Milion to liczba rejestracji. Dodając liczbę rejestracji w 2004 i 2005 r., zakłada się, że musiały to być różne osoby. Tymczasem z badań wynika, że część osób jednego roku jedzie do pracy do Wielkiej Brytanii, a drugiego np. do Szwecji - mówi Baranowska.

Ale i to nie wszystko. Ekonomiści podkreślają, że rejestry mówią tylko, ile osób miało zamiar podjąć pracę za granicą. Ilu z nich zrezygnowało? Tego nie wie nikt. - Nie wszyscy zostali. Zarejestrowałem się w Wielkiej Brytanii, ale wróciłem do Polski - mówi Leszek, absolwent wyższej uczelni.

Zarejestrowali się też i ci, którzy już przed 1 maja 2004 r. pracowali za granicą nielegalnie. O nich Polska w ciągu dwóch lat się nie skurczyła.

Poza tym, żeby doszacować liczbę Polaków za granicą, analizuje się np. skalę ruchu na granicach i lotniskach. Tymczasem jedna osoba może wyjeżdżać kilka razy.

Nie wszyscy też porzucili dotychczasowe zajęcie i szukają szczęścia za granicą, zakładając, że zostaną tam dłużej. - Tylko w Niemczech rocznie pracuje 300-400 tys. osób. Większość z nich jedzie na dwa-trzy miesiące do pracy w rolnictwie. Na tak krótki czas niemieckie prawo pozwala zatrudnić Polaka legalnie, choć przecież oficjalnie ten rynek pracy jest dla nas zamknięty - mówi dr Barbara Sakson, demograf ze Szkoły Głównej Handlowej.

Jej zdaniem więcej niż połowa pracujących za granicą jest tam sezonowo. Trudno takie osoby nazwać emigrantami. - A co powiedzieć o wielu mieszkańcach Opolszczyzny, którzy pięć dni w tygodniu pracują w Niemczech, a na weekendy wracają do domu? - zastanawia się Sakson.

Zagadka bezrobocia

W Polsce jest 17 mln ludzi aktywnych zawodowo - pracujących i bezrobotnych. Za granicę wyjeżdżają tylko aktywni, nie starcy i dzieci. Stopa bezrobocia tymczasem spada. - Bo wszyscy wyjeżdżają - od takich wypowiedzi roi się na forach internetowych.

Od wejścia do UE bezrobocie spadło o 3 pkt proc., a liczba bezrobotnych zmniejszyła się o 509 tys. Liczba ta jest zbieżna z szacunkami, które mówią o kilkuset tysiącach osób, jakie Polskę opuściły na dłużej. - Jeśli nagle z 17 mln ubyłoby 2 mln, to mielibyśmy ogromne zmiany na rynku pracy - mówi Mateusz Szczurek, główny ekonomista banku ING BSK. Firmy cierpiałyby na brak pracowników, bezrobocie spadłoby znacznie silniej, a ci pozostali w kraju domagaliby się znacznych podwyżek płac.

Emigracja przekłada się na zmiany na rynku pracy, ale to niejedyny powód spadku bezrobocia. - Gospodarka rozwija się, popyt rośnie w tempie najszybszym od pięciu lat, obroty przedsiębiorstw rosną solidnie, choć marże już stoją w miejscu - analizuje Szczurek.

Zagadka popytu

Od razu rodzi się więc pytanie, czy przypadkiem najsilniejszym motorem wzrostu gospodarczego, którym się cieszymy, nie są emigranci. Czy fundują go nam rodacy z Londynu i Dublina? Nie dość, że ustępują miejsca na rynku pracy, to przysyłają i przywożą do Polski zarobione pieniądze. Te pieniądze części rodzin pozwalają związać koniec z końcem, innym kupić mieszkanie albo wykształcić dzieci.

Popyt w Polsce jest oczywiście w jakimś stopniu kreowany przez pieniądze zarobione przez Polaków za granicą. Ale jak duży jest to wpływ -nie wiadomo. A taka wiedza przydałaby się do oceny fundamentalnych podstaw wzrostu PKB.

Można szukać odpowiedzi na to pytanie, zaglądając do rejestrów NBP. Prywatne transfery bieżące do kraju w całym 2005 r. wyniosły prawie 22 mld zł, o ok. 4 mld zł więcej niż w 2003 r. To kropla w morzu 607 mld zł - taką bowiem wartość miała konsumpcja prywatna w 2005 r.

Oczywiście transfery to nie wszystkie pieniądze zarabiane poza Polską. Większość ludzi przywozi gotówkę. Ile może być tych pieniędzy? Znów pytanie bez odpowiedzi. NBP przyznaje jedynie, że zauważył, jak od pewnego czasu zwiększył się skup funtów brytyjskich w bankach i kantorach.

Ekonomiści uspokajają jednak, że rozwijamy się dzięki polskim firmom i polskim pracownikom, którzy od jakiegoś czasu zarabiają więcej. Brytyjczycy policzyli, że pracujący tam Polacy w 2004 roku dodali do ich PKB 280 mln funtów. Póki nie oszacujemy wpływu wyjazdów Polaków za chlebem na naszą gospodarkę, nie możemy być pewni, ile traci ona wskutek emigracji.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.