- Polska gospodarka nie zawiodła nas, a nawet pozytywnie zaskoczyła - rozpoczął podsumowanie pierwszego kwartału wiceprezes GUS Janusz Witkowski na konferencji prasowej. Zdaniem minister finansów Zyty Gilowskiej wzrost PKB wyniósł nawet 5,2 proc. Mniej optymizmu ma resort gospodarki - prognozuje wynik 4,4 proc. - To szacunek bardzo powściągliwy - stwierdził prezes Witkowski, przychylając się do ocen ekonomistów, że wzrost gospodarczy wyniósł niemal 5 proc. PKB. O przekroczeniu tego poziomu mówi natomiast prezes NBP Leszek Balcerowicz.
To wynik, na który zapracowali i przedsiębiorcy, i konsumenci. Ci drudzy kupują na potęgę. W marcu sprzedaż detaliczna wzrosła o 10 proc. w zestawieniu z tym samym miesiącem zeszłego roku. To więcej, niż oczekiwali ekonomiści. Spodziewali się oni gorszych danych, bo w zeszłym roku w marcu była Wielkanoc. Marzec 2006 porównywano zatem z okresem, gdy z powodu zakupów świątecznych wydaliśmy szczególnie dużo.
Realnie (po odjęciu wzrostu cen) w całym pierwszym kwartale tego roku sprzedaż wzrosła o 9,4 proc. w porównaniu z tym samym okresem zeszłego roku. To ogromna poprawa - w IV kwartale ubiegłego roku wzrost wyniósł tylko 5,4 proc., a rok wcześniej mieliśmy nawet spadek! Handlowcy ostrzą pazurki - w kwietniu ich nastroje są najlepsze od pięciu lat.
Ich humor poprawiają rosnące zarobki Polaków. Średnia pensja w sektorze przedsiębiorstw w I kwartale wyniosła prawie 2540 zł i była o 4,7 proc. wyższa niż na początku 2005 r. Przed pojawieniem się dokładnych danych o wynagrodzeniach w poszczególnych branżach ekonomiści zastanawiali się, czy wypłaty nie rosną przypadkiem tylko w niektórych z nich. Zwłaszcza że taka sytuacja miała miejsce jesienią, kiedy dodatkowe premie w KGHM i przesunięcie w wypłacie "barbórek" zachwiały statystyką.
Teraz jednak zyskały niemal wszystkie branże. W marcu średnia pensja wzrosła o 4-6 proc.
Od marca emeryci i renciści dostają zrewaloryzowane świadczenia. Według Andrzeja Zybały, rzecznika prasowego Ministerstwa Pracy, średnio każdy z 10 mln emerytów i rencistów dostał podwyżkę o 60-70 zł. Potencjalnie oznacza to dodatkowe 600 mln zł na wydatki każdego miesiąca.
Na zakupach pozwalamy sobie na więcej także dlatego, że inflacja nie pożera naszych wynagrodzeń. W marcu wyniosła jedynie 0,4 proc., a część ekonomistów mówi o dalszym spadku, który może doprowadzić nawet do deflacji.
Zdaniem Witkowskiego gwałtowne przyspieszenie następuje także w inwestycjach firm. Jego zdaniem świadczą o tym następujące fakty:
szybki wzrost produkcji dóbr inwestycyjnych (to m.in. turbiny, obrabiarki, ciągniki, instrumenty pomiarowe, komputery) - w I kwartale wyniósł 18 proc.
przedsiębiorstwa w ankietach zapowiadają na ten rok wzrost inwestycji średnio o 16 proc., producenci metali mówią nawet o 140-proc. wzroście, producenci sprzętu transportowego o 95-proc., a produktów z gumy niemal o 50-proc.
już w ubiegłym roku firmy raportowały, że wartość rozpoczętych inwestycji jest większa o 10 proc. niż rok wcześniej.
Oficjalne dane o wzroście gospodarczym GUS poda dopiero na koniec maja. Jednak już dziś ekonomiści robią swoje wyliczenia. Spodziewają się wyniku najlepszego od początku 2004 roku. Jednak wtedy był on sztucznie napędzany strachem przed podwyżkami po wejściu do Unii Europejskiej.
Ile z obecnej poprawy to zasługa rządu i polityków? Zdaniem ekonomistów niewiele lub całkiem nic, gdyż źródła ożywienia gospodarczego leżą w okresie, gdy nikt nawet nie był w stanie przewidzieć, że premierem będzie Kazimierz Marcinkiewicz.
- Jesteśmy we wzrostowej części cyklu koniunkturalnego, sprzyja nam też poprawa sytuacji w innych krajach, m.in. w Niemczech. Impulsem do obecnej fali wzrostu było nasze wejście do Unii Europejskiej. Wówczas mocno ruszył eksport, firmom zaczęło się wieść lepiej, powoli zaczęły zatrudniać pracowników i dawać podwyżki. A to z kolei zwiększyło skłonność do wydawania pieniędzy - mówi Katarzyna Zajdel-Kurowska, główna ekonomistka Citibanku Handlowego.
Jej zdaniem sytuacja, że tak dynamicznemu wzrostowi towarzyszy niska inflacja, jest wyjątkowa. - Prędzej czy później ceny będą rosły. Ludzie więcej zarabiają, a lekarze i inne grupy zawodowe domagają się bardzo dużych podwyżek. Gdy będzie przybywać chętnych na zakup różnych dóbr, to sprzedawcy podniosą ceny - wyjaśnia.
W takiej sytuacji nie dziwi to, że Rada Polityki Pieniężnej nie obcięła stóp procentowych. Dodatkowe znaczenie ma też wyraźne osłabienie złotego, z jakim mamy do czynienia od dwóch miesięcy, wysokie ceny ropy i to, że inne banki centralne na świecie raczej podnoszą stopy, niż je obniżają. Część ekonomistów nie wyklucza, że w tym roku możliwa jest obniżka stóp, ale mogłoby to nastąpić tylko w sytuacji, gdy późnym latem mielibyśmy deflację.
W środę GUS opublikował również marcowe dane z rynku pracy. W porównaniu z lutym liczba bezrobotnych zmniejszyła się o 44 tys., a w stosunku do marca 2005 r. spadek wyniósł 230 tys. osób. Rok temu spadek między lutym a marcem był nieco mniejszy. Stopa bezrobocia wyniosła w marcu 17,8 proc. Miesiąc temu było to 18 proc., a rok temu - 19,2 proc.