Deszcz pieniędzy z UE ożywi wschodnią Polskę?

Do końca marca rząd będzie miał gotową strategię rozwoju Polski wschodniej. Pięć najbiedniejszych województw nie tylko ma wyjść z biedy za unijne miliardy, ale także uzyskać dostęp do internetu w każdej wsi

Ściana wschodnia szykuje się do wydania pieniędzy, o jakich marszałkowie samorządów mogli na razie tylko pomarzyć. - Już dziś mamy gotowe projekty inwestycyjne warte 1,5 mld euro - mówi "Gazecie" Karol Tylenda, wicemarszałek województwa podlaskiego odpowiedzialny za fundusze z UE. - Za dwa-trzy lata województwo będzie wyglądało zupełnie inaczej.

Województwa ściany wschodniej dostaną w sumie ok. 9-10 mld euro w latach 2007-13. Z tego 2,2 mld euro w zarządzanym z Warszawy Programie Operacyjnym "Rozwój Polski Wschodniej", a resztę w regionalnych programach operacyjnych, za wydawanie których odpowiadają samorządy. Ile dokładnie pieniędzy będzie w programach regionalnych, zadecyduje rząd.

W podlaskim za unijne pieniądze może powstać m.in. Białostocka Kolej Miejska - ok. 130 mln pójdzie na modernizację linii wokół miasta, zakup szynobusów. Za ponad 800 mln zł ma powstać kampus uniwersytecki w Białymstoku. Stadiony i baseny w Łomży i Suwałkach będą tańsze, ale też zapłaci za nie Unia. Tak samo jak za parki technologiczne.

Rząd PiS mocno postawił na biedny wschód - do końca marca ma powstać strategia rozwoju Polski wschodniej do 2020 r. obejmująca woj.: lubelskie, podkarpackie, podlaskie, świętokrzyskie i warmińsko-mazurskie. Dziś pracują nad nią eksperci m.in. z tych województw. Wiceminister rozwoju regionalnego Władysław Ortyl promuje program. Był w Rzeszowie i Lublinie, a odwiedzi Kielce, Białystok i Olsztyn. Do końca marca dokument ma trafić pod obrady rządu.

Kluczową rolę w strategii odgrywają pieniądze z UE. To za nie ma być sfinansowany program informatyzacji pięciu województw: każdy powiat ma mieć szerokopasmowy internet, każda wieś - dostęp do sieci. - Na Warmii i Mazurach to nie fanaberia, ale konieczność. Mamy małą gęstość zaludnienia, możliwość załatwienia sprawy urzędowej przez internet byłaby wielkim ułatwieniem - mówi "Gazecie" Andrzej Ryński, marszałek województwa warmińsko-mazurskiego. Marszałek też ma szufladę pełną gotowych projektów, m.in. rozwój uniwersytetu w Olsztynie, inwestycje w drogi wojewódzkie.

Ale żeby wziąć pieniądze z Unii, trzeba mieć najpierw 15 proc. wkładu własnego. Dlatego samorządowcy z województw, dla których nie ma specjalnych programów, są sceptyczni. - Widać wyraźnie polityczny kurs na wschód. Boli nas, że idą tam tak duże pieniądze, których województwa mogą nie wydać, bo nie sfinansują wkładu własnego - mówią, ale zastrzegają anonimowość.

O możliwych kłopotach ze współfinansowaniem unijnych projektów w Lubelskiem i Warmińsko-Mazurskiem mówi też raport IBnGR dla resortu rozwoju regionalnego "Ramy Finansowe Strategii Rozwoju Województw 2007-13". Wynika z niego, że dochody części samorządów ze wschodu są za małe na współfinansowanie projektów z UE.

- Mogą być kłopoty, ale nie muszą - mówi prof. Wojciech Misiąg, współautor opracowania. - Raport przygotowywano z założeniem, że wkład własny musi wynieść ponad 20 proc. Dziś wiadomo, że będzie niższy - dodaje. Niższy wkład to efekt kompromisu osiągniętego przy ustalaniu nowego budżetu UE.

Gdy pieniędzy na wkład własny zabraknie, samorządy mają szansę na zastrzyk z budżetu centralnego. Resort rozwoju chce nowelizacji ustawy o finansach publicznych i wprowadzenia do niej m.in. gwarancji, że na współfinansowanie unijnych projektów pieniądze będą na pewno. Czy budżet to wytrzyma? - Mamy nadzieję, że tak. Pieniądze z Unii to przecież nie tylko wydatki. Inwestycje wrócą w formie podatków - zapewnia minister Ortyl.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.