Bój o fuzję: KE rozbija polską linię obrony

Precyzyjne uderzenie Komisji Europejskiej. Nasz rząd przygotowując się do batalii o zablokowanie fuzji Pekao - BPH, popełnił kilka poważnych błędów, które ułatwiają unijnym prawnikom rozbijanie polskiej linii obrony

Dotarliśmy do kopii obu listów, które w ubiegłą środę Komisja Europejska wysłała do polskiego rządu. Unijni komisarze szczegółowo piszą w nich, dlaczego uważają, że Polska - próbując zablokować połączenie Pekao i BPH - łamie unijne prawo. Listy pokazują też, w jaki sposób Bruksela zamierza zdemolować rządową linię obrony, gdyby miało dojść do procesu przed unijnym trybunałem. Prawdopodobieństwo takiego procesu jest duże. Polska sama złożyła odpowiednią skargę do trybunału, a Bruksela szykuje kontrpozwy.

Nie łamać traktatu!

10-stronicowy list unijnego komisarza ds. rynku wewnętrznego Charliego McCreevy'ego jest dyplomatyczny, ale stanowczy. McCreevy pisze, że polski rząd, powołując się na umowę prywatyzacyjną z 1999 r. (zakazującą Pekao SA kupowania innych polskich banków), mógł złamać Traktat Wspólnot Europejskich, a konkretnie jego art. 43 (gwarantujący swobodę przedsiębiorczości) i art. 56 (gwarantujący swobodę przepływu kapitału). Dlaczego? Obowiązująca od lat interpretacja unijnego prawa mówi, że państwa członkowskie mogą obwarowywać umowy prywatyzacyjne pewnymi warunkami. Ale tylko wtedy, gdy te warunki nie dyskryminują firm ze względu na ich pochodzenie, wynikają z określonych celów polityki gospodarczej i są ograniczone w czasie (na okres niezbędny do realizacji w/w celów). Muszą też być jasne, nie pozostawiać swobody interpretacji. Tymczasem - jak uważa Bruksela - klauzula z umowy prywatyzacyjnej z 1999 r. nie ma jasnego celu politycznego (Europejski Trybunał Sprawiedliwości już dwukrotnie orzekł, że "wzmocnienie konkurencji na rynku bankowym" nie może uzasadniać ograniczania swobody inwestycji).

Komisarz McCreevy celnie punktuje wszystkie niekonsekwencje naszych rządów. Udowadnia, że Polska selektywnie interpretuje klauzulę prywatyzacyjną, na którą dziś się powołuje. Bo w lipcu 2003 r. Pekao nabył prawie 20 proc. udziałów Wschodniego Banku Cukrownictwa. I wówczas rząd nie interweniował, nie nakazywał mu zrezygnować z inwestycji. Dlaczego więc teraz interweniuje? - pyta McCreevy.

Dla Brukseli żadnego znaczenia nie ma to, że pomiędzy 2003 i 2006 r. rząd się zmienił. Zgodnie z prawem międzynarodowym między kolejnymi rządami - nawet skrajnie różnymi politycznie - występuje ciągłość decyzyjna. Następcy odpowiadają za decyzje poprzedników, o czym resort skarbu powinien doskonale wiedzieć.

Stąd konkluzja komisarza kończąca list: "wpisanie klauzuli o zakazie konkurencji do umowy prywatyzacyjnej stanowi restrykcyjny środek państwowy, który nie spełnia wymogów ustanowionych przez Komisję dla tego rodzaju środków. Jest to zatem nieuzasadnione ograniczenie przepływu kapitału oraz ograniczenie swobody przedsiębiorczości".

Jeśli konkurencja, to tylko Komisja

Drugi list ma 12 stron, napisała go komisarz ds. konkurencji Neelie Kroes. Koncentruje się na innym elemencie unijnego prawa - na stosowaniu reguł unijnej polityki konkurencji. Komisarz pyta polskie władze, jakim prawem blokują połączenie Pekao - BPH, skoro pełniąca funkcję europejskiego urzędu antymonopolowego Komisja Europejska w 2005 roku orzekła, że mariaż banków nie zagraża konkurencji na naszym rynku. I znów polski rząd sam ukręcił bat na własne plecy.

Kroes z chłodną bezwzględnością cytuje fragment listu wiceministra skarbu Pawła Szałamachy do prezesa UniCredito Alessandro Profumo z 1 lutego 2006 r. Szałamacha pisze w nim, że rząd chce "chronić konkurencyjność polskiego rynku usług bankowych poprzez zobowiązanie inwestora do prowadzenia działalności w Polsce poprzez jednak bank". Później minister Szałamacha powtarzał tę opinię wielokrotnie, zarówno w oficjalnych listach do Komisji, jak i podczas konferencji prasowych. I wszystkie te wystąpienia, których Komisja doliczyła się ponad 10, komisarz Kroes pieczołowicie odnotowała. I teraz wykorzystała. Bo nawet jeśli polski minister naprawdę tak uważa, to nie powinien publicznie wchodzić w obszar kompetencji Komisji Europejskiej. Tylko ona ma prawo oceniać skutki międzynarodowych fuzji dla konkurencji na rynkach krajów Unii - tak stanowi unijne prawo.

Bruksela nasłuchuje

Polski rząd powinien mieć świadomość, że na dwóch listach się nie skończy. Wszystko, co rząd robi i mówi, Komisja uważnie odnotowuje. Zwłaszcza teraz, gdy rządzący atakują Narodowy Bank Polski i szykują się do zmiany prawa o nadzorze nad instytucjami finansowymi. - Na bieżąco monitorujemy sytuację. I jeśli zobaczymy, że są podejrzenia jakichkolwiek działań niezgodnych z unijnym prawem, podejmiemy odpowiednie działania - powiedział "Gazecie" Jonathan Todd, rzecznik komisarz Kroes.

To oni napisali listy do naszego rządu: Dyplomatycznie, ale stanowczo

Neelie Kroes

Jestem zdecydowana podjąć odpowiednie kroki, żaby państwa Unii nie stały na drodze fuzjom objętym wyłączną kompetencją Komisji. Inaczej rynek wewnętrzny Unii znajdzie się w chaosie - ostrzegła komisarz Neelie Kroes w dniu, w którym wysłała swój list do polskiego rządu. Niemal od samego początku urzędowania w Brukseli 64-letnia Holenderka o liberalnych poglądach stara się udowodnić, że będzie tak samo stanowcza w stosowaniu unijnego prawa jak jej słynny poprzednik komisarz Mario Monti.

Charlie McCreevy

To nie pierwszy raz, gdy Polska trafia na celownik irlandzkiego komisarza, 56-letniego Charliego McCreevyego. Na początku listopada nie ukrywał irytacji, że jako jedyne państwo w Unii sprzeciwiamy się takim reformom unijnego prawa, które ułatwiłyby międzynarodowe fuzje banków. McCreevy ma doświadczenie w walce z rządami państw członkowskich. W zeszłym roku uruchomił procedury prawne przeciwko Włochom, którzy próbowali nie dopuścić do przejęcia włoskiego banku Antonveneta przez holenderskiego giganta ABN Amro. Po kilkumiesięcznym siłowaniu się Włochy ustąpiły.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.