Obowiązkowy parytet płci w norweskich firmach?

Nowy lewicowy rząd Norwegii grozi, że będzie likwidować prywatne firmy, które w swoich władzach mają za mało kobiet

- Chcę od 1 stycznia 2006 r. wprowadzić system sankcji pozwalający likwidować firmy [które nie przestrzegają przepisów o parytecie płci - red.] - zapowiedziała Karita Bekkemellem, która od października jest ministrem ds. rodziny i dzieci. W czasie poprzedniego centrowo-prawicowego rządu parlament Norwegii przyjął prawo, które przewiduje, że kobiety muszą stanowić co najmniej 40 proc. składu rad dyrektorów w 550 norweskich spółkach publicznych oraz w spółkach państwowych. Do lipca tego roku norweskie firmy były zobowiązane dobrowolnie wprowadzić te przepisy. Jednak 1 lipca kobiety stanowiły tylko 21 proc. składu norweskich rad dyrektorów.

- Zmiany nie są wprowadzane dostatecznie szybko. Nie chcę czekać 20 czy 30 lat, aż wystarczająco inteligentni mężczyźni nominują w końcu kobiety do rad - powiedziała dziennikarzom minister Bekkemellem. Już wkrótce rząd premiera Jensa Stoltenberga zajmie się projektem przepisów o parytecie płci. Jeśli go przyjmie, firmy będą musiały w ciągu dwóch lat nominować do rad dyrektorów odpowiednią liczbę kobiet albo poddać się administracyjnej karze likwidacji - jedynej sankcji przewidzianej w tej sytuacji przez norweskie prawo. Sigrun Vaageng, szef norweskiego stowarzyszenia pracodawców, uważa, że prawo powinno zezwolić na mniej drastyczne kary, na przykład grzywny, za nieprzestrzeganie prawa o parytecie płci. - Teoretycznie rząd będzie mógł zlikwidować firmę, bo brakuje w niej jednej tylko kobiety - przekonuje Vaageng.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.