Coraz więcej ludzi na targach gier planszowych

Choć gier komputerowych sprzedaje się ponad czterokrotnie więcej niż planszowych, to te ostatnie wcale nie zamierzają ustępować pola

Przychodzimy tu co roku. Dziś dzieci nie mogły pójść z nami, ale nie szkodzi. Sami jesteśmy dziećmi! - śmieje się 41-letnia Anne Rossink z Ratingen. Na jej stoliku jest rozłożona gra "Oltre Mare", której uczestnicy wcielają się w rolę weneckich kupców. Jest czwartek, druga po południu. Dookoła nas przy stolikach firmy Amigo gra jeszcze ok. 80 osób, w większości dorosłych. - Czy nie muszą być teraz w pracy? - pytam.

- Wzięli sobie wolne. Ja też urwałam się z pracy na jeden dzień - mówi Anne, która prowadzi niewielki sklep z łyżwami. Już od kilku lat na targi gier planszowych Spiel przychodzi coraz więcej osób.

Planszowe Cannes

Essen - znaczy dla wydawców gier planszowych tyle samo, co Cannes dla filmowców czy branży reklamowej. - Te targi są ważne przede wszystkim dlatego, że pozwalają dowiedzieć się, jak ludzie reagują na twoje gry - mówi Pierre Gaubil, szef europejskiego biura amerykańskiej firmy Days of Wonder. Na jej produkty reagują bardzo dobrze, bo wszystkie 45 stolików przy stoisku są zajęte na okrągło. - Większość firm dostosowuje do Essen swoje kalendarze wydawnicze. Nowe gry zazwyczaj mają tu swoją premierę - dodaje Gaubil. Z danych organizatora wynika, że rocznie w Essen debiutuje ponad 400 tytułów. Również Days of Wonder przywiozła na targi produkty, które trafiły do sprzedaży dopiero tydzień po targach (jak np. dodatki do gry "Memoir '44" odtwarzającej walki na froncie zachodnim).

Firma Rio Grande Games znana w USA głównie z wydawania europejskich hitów, jak np. "Carcassonne" czy "Osadnicy z Catanu" przyjeżdża do Essen od dziewięciu lat. - Na początku przyjeżdżaliśmy tu szukać dobrych gier, które można wydać po angielsku. Teraz coraz częściej przyjeżdżamy tu, żeby sprzedać własne - mówi Jay Tummelson, prezes Rio Grande Games, która w tym roku przywiozła do Niemiec pięć nowości.

Największą imprezą branżową Spiel stał się przez przypadek. W 1983 roku firma Friedhelm Merz postanowiła zorganizować imprezę z grami planszowymi dla czytelników swojego magazynu "Die Pöppel-Revue". - Liczyliśmy, że przyjdzie jakieś 700 osób, i wynajęliśmy na weekend budynek jednej ze szkół w Essen - wspomina Dominique Metzler, menedżer z firmy Friedhelm Merz. Pomysł ten przypadł do gustu dziennikarzowi lokalnego radia, który również był fanem gier planszowych, więc przez tydzień mówił słuchaczom na antenie: "Przyjdźcie i zagrajcie". - To zadziałało, bo przyszło aż 5 tys. osób. Ale swoje gry dostarczyło nam tylko 12 firm - mówi Metzler.

Rok później organizator wynajął dwie szkoły i liczył, że zmieszczą się w nich wszyscy chętni, ale było ich już dwa razy więcej. Dlatego władze miasta przeniosły imprezę do specjalnego centrum wystawienniczego. Dziś na hasło reklamowe "Przyjdźcie i zagrajcie" reaguje ok. 144 tys. osób. To wystarczająco dużo, żeby do Essen ściągnęli wydawcy i detaliści z całego świata. W tym roku na Spiel przyjechało 725 wystawców, w tym 40 proc. z ponad 30 krajów. - Akredytowało się blisko 700 reporterów - mówi Dominique Metzler.

Korea łapie bakcyla

Wielu odwiedzających pcha przed sobą wózki naładowane grami po brzegi. Targi są znakomitą okazją do upolowania nowinek i sprawdzenia gier, w które jeszcze nie miało się okazji zagrać. Większość odwiedzających to dorośli, co nie powinno dziwić, gdyż organizator twierdzi, że ponad 70 proc. prezentowanych tu produktów jest przeznaczonych właśnie dla nich. Ale czy 20 tytułów na raz dla jednej rodziny to nie za dużo?

Eva Kindsvater z agencji public relations Jeschenko obsługującej w Niemczech amerykański koncern Hasbro wyjaśnia, że Spiel odbywa się w idealnym okresie. - To początek jesieni, kiedy ludzie zaczynają już szukać prezentów na gwiazdkę. Część tych gier, które tu pan widzi, znajdzie swoich właścicieli dopiero pod choinką. Dlatego zwykle po targach rośnie nam sprzedaż - mówi Kindsvater. Hasbro - największy na świecie producent gier planszowych - zaprezentował na tegorocznych targach 35 pozycji.

Niektórzy kupują gry na Spiel 2005 nie tylko w prezencie. Jednym z nich jest 49-letni Franz-Hubert Haegel z Düren, który prowadzi firmę chemiczną Nandox produkującą materiały izolacyjne dla branży elektronicznej i chodzi na Spiel co roku. Niesie ogromną torbę plastikową, a w niej jedenaście planszówek za ok. 300 euro. - Kupiłem je dla naszego klubu, który nazywa się Mister X. Jako szef sam musiałem dać sobie na to wolne popołudnie - uśmiecha się Haegel.

Takich klubów w Niemczech jest sporo, bo to największy rynek gier planszowych w Europie. W tym roku według szacunków firmy Friedhelm Merz wzrósł on o ok. 5-6 proc. Dominique Metzler dodaje, że bardzo obiecująco sytuacja wygląda w krajach azjatyckich. W tegorocznych targach wzięły udział firmy z Japonii, Kazachstanu, Korei Południowej oraz Singapuru. Dwa lata temu do Essen przyjechała Koreanka, która po powrocie otworzyła w Seulu pierwszą kawiarenkę z grami planszowymi. - Widziałam się z nią w zeszłym roku i usłyszałam, że w ciągu 12 miesięcy w stolicy Korei Południowej powstało ponad 100 takich lokali! - opowiada Dominique Metzler. Warto przy tym pamiętać, że Koreańczycy są jednym z najbardziej rozwiniętych elektronicznie społeczeństw. Mają najwyższy na świecie wskaźnik dostępu do szerokopasmowego internetu, bardzo zaawansowane usługi w sieciach telefonii komórkowej (łącznie z telewizją w komórce), a połowę muzyki w ich kraju wytwórnie muzyczne sprzedają przez internet. A mimo to Koreańczycy coraz chętniej płacą za to, żeby wejść do kawiarni i zagrać w staroświecką grę planszową.

Zabawa w "Kamasutrę"

Na 43,2 tys. metrów kwadratowych nie zabrakło Polaków. Od dwóch lat do Essen jeździ firma Q-Workshop z Poznania zajmująca się produkcją kostek do gier. To na razie jedyny wystawca z Polski, ale za to świetnie znany zagranicznym kolekcjonerom i fanom gier fabularnych. - Essen to dopiero początek. Potem ruszamy na kolejne targi do Holandii i Irlandii - powiedział nam Patryk Strzelewicz, prezes i założyciel firmy, która 60 proc. swojej produkcji sprzedaje za granicą.

Targi odwiedził również Dariusz Waszkiewicz, prezes firmy Galakta - największego wydawcy gier planszowych w Polsce, który wprowadził na nasz rynek takie przeboje jak "Osadnicy z Catanu" czy "Drakon". Piotr Kątnik i Artur Jedliński z internetowego sklepu Rebel.pl spotykali się podczas Spiel 2005 z zagranicznymi hurtownikami i testowali nowe gry. Do Polski przywieźli na próbę kilka nowinek, w tym tytuły belgijskiej firmy Brand X - "Romeo & Julia" oraz "Kamasutra". Szefowie Brand X twierdzą, że tej ostatniej sprzedali w ciągu ostatniego roku 200 tys. egzemplarzy. - Ludzie często pytają nas o gry erotyczne, a my nie mamy żadnej. Zobaczymy, czy się sprawdzą - tłumaczy Kątnik.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.