Polska może stracić kolejne pieniądze z UE

Tylko interwencja u komisarza ds. rozszerzenia może uratować Polskę przed utratą 15 mln euro. Nie wiadomo jednak, czy minister infrastruktury na taką interwencję się zdecyduje. Co gorsza, teraz okazuje się, że kilka innych projektów finansowanych z PHARE jest zagrożonych. Czy do unijnej kasy będziemy zwracać grube dziesiątki milionów euro?

O tym, że Komisja Europejska zapewne odbierze Polsce 15 mln euro, które przed ponad pięciu laty postanowiła dać na budowę drogi do lotniska w śląskich Pyrzowicach, napisaliśmy wczoraj. Stanie się tak, bo Polska naruszyła wszystkie terminy realizacji projektu. Od utraty pieniędzy możne nas uratować tylko interwencja polityczna. Minister infrastruktury Krzysztof Opawski powinien prosić przedstawicieli Komisji Europejskiej o "specjalne potraktowanie". - Jedyną osobą, która może podjąć taką decyzję, jest komisarz ds. rozszerzenia Olli Rehn - mówi Aleksandra Wasilewska-Tietz, podsekretarz stanu w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej, odpowiedzialna za koordynowanie unijnej pomocy. Fiński komisarz Rehn ma jednak opinię osoby surowej, ściśle przestrzegającej reguł.

Skąd ta porażka?

Prześledziliśmy, w jaki sposób doszło do największej w historii Polski wpadki z unijnymi pieniędzmi. Pierwsze dwa lata straciliśmy, gdy Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA) nie potrafiła uzyskać pozwoleń na budowę, ponieważ blokowali ją mieszkańcy Mierzęcic. Władze tej małej gminy nie chciały ich denerwować i nie poprawiały planu zagospodarowania przestrzennego. - Okazało się, że prawo własności stumetrowej działki jest ważniejsze niż droga, którą będzie przejeżdżało kilka tysięcy aut dziennie - dziwi się Jacek Stumpf, dyrektor wydziału komunikacji i transportu śląskiego urzędu marszałkowskiego. Spóźnienie było tak wielkie, że Bruksela tylko wyjątkowo zgodziła się podzielić projekt na dwie części. Pierwszy etap - węzeł i 2 km drogi - miały sfinansować unijne euro. Drugi (10 km drogi) powstałby już za polskie pieniądze, pod warunkiem jednak że inwestycja zakończy się w 2005 r.

Ale GDDKiA chyba się nie spieszyło. Dopiero w kwietniu 2004 r. ogłosiła przetarg na budowę brakujących 10 km. Wygrał Budimex. I wtedy sytuacja wymknęła się spod kontroli. Wybór oprotestowały dwie inne firmy. Zespół arbitrów Urzędu Zamówień Publicznych przyznał im rację. GDDKiA uznała, że w takich warunkach nie da się wybrać wykonawcy, i unieważniła przetarg. Był już grudzień 2004 r.

Z postanowieniem nie zgodziły się kolejne dwie firmy. Sprawa trafiła do sądu, który orzekł po myśli GDDKiA. - Wyszliśmy z twarzą, ale straciliśmy kolejne pięć miesięcy - przyznaje Marian Sobula, wicedyrektor katowickiego oddziału Dyrekcji. Dopiero teraz GDDKiA za zgodą Urzędu Zamówień Publicznych próbuje wyłonić wykonawcę w trybie negocjacji, bez przetargu. - Wierzę, że jeszcze w tym roku firma wejdzie na plac budowy. Wierzę też, że Komisja Europejska zgodzi się na wydłużenie terminu zakończenia - mówi Sobula.

- Szanse są minimalne - ocenia jednak Aleksandra Wasilewska-Tietz z UKIE.

Nie tylko Pyrzowice

Na koniec jeszcze jedna zła wiadomość. UKIE ostrzega, że - z podobnych powodów - zagrożonych jest kilka innych projektów finansowanych z unijnego budżetu: budowa systemu ochrony granic morskich RP (projekt "realizowany" przez straż graniczną, ryzyko zwrotu 12,5 mln euro); budowa obwodnicy Kamiennej Góry (woj. dolnośląskie) o wartości 2,3 mln euro; rozbudowa drogi Zakopane - Chochołów (wartość projektu - 3,8 mln euro). Może się więc okazać, że łącznie będziemy zwracać do Brukseli kilkadziesiąt milionów euro.

Copyright © Agora SA