Porządki w jednostkach badawczo-rozwojowych?

Resort gospodarki zapowiada gruntowne porządki w tzw. jednostkach badawczo-rozwojowych - z ponad setki takich instytucji chce pozostawić sobie tylko 20 najlepszych. Reszta - do komercjalizacji, prywatyzacji lub likwidacji. Plany te ostro krytykują przedstawiciele samych jednostek

Jednostki badawczo-rozwojowe - zwane JBR-ami - to instytucje powołane jeszcze za czasów PRL jako zaplecze innowacyjno-technologiczne dla państwowego przemysłu. Do dziś pozostało ich około 200. Działają w różnych dziedzinach i podlegają różnym resortom. Najwięcej, bo ponad połowę wszystkich JBR-ów, zatrudniających łącznie ponad 16 tys. osób, ma w swej gestii Ministerstwo Gospodarki.

Ponad 15 lat reform rynkowych w Polsce JBR-y przetrwały niemal nienaruszone. Działają na podstawie specjalnej ustawy jeszcze z 1985 r. (tylko w niewielkim stopniu potem znowelizowanej). Wiele z nich może się poszczycić dobrą marką i cennymi osiągnięciami technologicznymi. Niektóre jednak ledwo wegetują, przejadając państwowe pieniądze lub - korzystając ze statusu JBR - prowadzą działalność niemającą wiele wspólnego z badaniami i rozwojem. Nadzór państwa nad JBR-ami działa słabo.

- Poprzednie rządy zamiatały ten problem pod dywan. Czas to zmienić - mówi wiceminister gospodarki Krzysztof Krystowski. W lipcu kierownictwo resortu przyjęło strategię, która dla tych placówek oznacza radykalne zmiany. Teraz sprawa ma trafić pod obrady rządu.

Połącz się lub zmieniaj w spółkę

W projekcie ministerstwa wytypowano 20 strategicznych dziedzin badawczo-rozwojowych (np. automatyka i robotyka, elektrotechnika, nafta i gaz itp.). Każda jednostka badawczo-rozwojowa musi zdecydować, na której z tych dziedzin chce się skoncentrować i postanowić, czy chce pozostać instytucją publiczną, czy też woli komercjalizację lub prywatyzację. W pierwszym przypadku wszystkie JBR-y działające w danej dziedzinie - jeśli chcą zachować swój status - będą musiały połączyć się w jedną dużą instytucję badawczą.

W ten sposób z ponad setki podlegających ministerstwu gospodarki JBR-ów pozostałoby tylko 20, za to wzmocnionych i powiększonych. Większość z nich najpewniej uzyskałaby status tzw. Państwowych Instytutów Badawczych (PIB) informujący, że instytucja taka wykonuje ważne zadania dla państwa i dający jej dodatkowe wsparcie finansowe. Jednocześnie od PIB-ów wymagano by, aby zajmowały się niemal wyłącznie badaniami. Musiałyby zrezygnować np. z produkcji towarów (nawet innowacyjnych) i ich sprzedaży na rynku, co robi dziś z powodzeniem wiele JBR-ów.

Co z tymi JBR-ami, które nie zechcą się łączyć? Zostałyby skomercjalizowane i zmieniłyby się w normalne spółki skarbu państwa konkurujące na wolnym rynku. Mniejsze mogłyby trafić do prywatyzacji. Najsłabsze, nierentowne czekałaby likwidacja. Autorzy strategii oceniają, że około 50 JBR-ów połączy się w 20 Państwowych Instytutów Badawczych, około 30 ulegnie komercjalizacji, 10 zostanie sprywatyzowanych, a 20 zlikwidowanych. Na podjęcie najważniejszych strategicznych decyzji JBR-y będą miały rok, a cały proces reorganizacji zająłby pięć lat.

- Połączone jednostki staną się silniejsze, będą miały mniejsze koszty administracyjne i przestaną konkurować ze sobą. Dzisiaj wiele podobnych rozdrobnionych instytutów zabiega o tych samych klientów. To absurd i marnotrawienie publicznych pieniędzy - tłumaczy wiceminister Krystowski.

Duże tak, przymus nie

Ministerialna strategia nie podoba się Radzie Głównej JBR-ów, występującej jako reprezentacja tego środowiska. Rada wolałaby zmian mniej radykalnych i powolniejszych. Nie chce też, aby resort stawiał JBR-y przed dramatycznymi wyborami i alarmuje, że potencjał naukowo-badawczy JBR-ów zostanie w ten sposób zniweczony.

- Jest duża grupa dobrych, rentownych JBR-ów, które mają sukcesy. Po co je zmuszać do zmian? Niech robią swoje, skoro dobrze im idzie - argumentuje prof. Zbigniew Śmieszek, przewodniczący Rady. Zapewnia jednocześnie, że Rada nie jest przeciw zmianom i reorganizacji. - My także opowiadamy się za tym, aby jednostki łączyły się w większe organizacje. Rozsądne byłoby np. tworzenie tzw. instytutów sieciowych, czyli strategicznych aliansów jednostek prowadzących wspólną politykę, co powinno prowadzić do tworzenia dużych interdyscyplinarnych organizacji badawczych, takich jak TNO w Holandii czy Fraunhofer w Niemczech. Ale niewłaściwe jest arbitralne forsowanie jednego rozwiązania, jak robi to ministerstwo, bo prowadzi to do zmniejszenia konkurencyjności w badaniach - przekonuje prof. Śmieszek.

Rada Główna twierdzi, że w jednostkach badawczo-rozwojowych i tak zachodzą zmiany. - Zatrudnienie w JBR-ach spadło przez ostatnich kilkanaście lat z 70 tys. osób do 25 tys. Zarzut, że jednostki są nieprzygotowane do gospodarki rynkowej, jest nieprawdziwy. Utrzymują się w zasadniczej części same, finansowanie z pieniędzy publicznych nie przekracza 30 proc. budżetów JBR-ów - mówi prof. Śmieszek. - 80 proc. wdrożeń nowych technologii w Polsce pochodzi właśnie z JBR-ów - dodaje.

Zdaniem Rady nie do przyjęcia są też proponowane kryteria przekształceń. Ministerstwo chce np., by taka jednostka, której działalność badawcza dostarcza mniej niż połowy przychodów, była przekształcana w zwykłe przedsiębiorstwo (np. spółkę skarbu państwa). Zdaniem autorów strategii oznacza to bowiem, że taka instytucja de facto zajmuje się inną działalnością niż badania i rozwój i nie powinna mieć statusu JBR. Tymczasem przedstawiciele JBR-ów przekonują, że produkcja pojedynczych sztuk czy małych serii wysoce innowacyjnych wyrobów to nieodzowny element w działalności wielu JBR-ów. - Takie wyroby muszą powstawać, by można było przetestować nową technologię. A skoro są na nie klienci, to czemu ich nie sprzedać? W ten sposób JBR zdobywa finanse na dalsze badania - argumentuje prof. Śmieszek. Uważa on także, że wszelkie strategie przekształceń JBR-ów powinny obejmować wszystkie jednostki badawczo-rozwojowe, a nie dotyczyć tylko tych, które są w gestii resortu gospodarki.

Ministerstwu i Radzie Głównej nie udało się dojść do porozumienia. - Nie jesteśmy głusi na postulaty Rady Głównej, ale jej propozycje to rozwiązania pozorne, zmierzające do konserwowania status quo. Instytuty sieciowe? Przecież JBR-y mogły tworzyć przez ostatnie 15 lat, dlaczego tego nie robiły? - pyta Krzysztof Gulda, dyrektor departamentu innowacyjności w Ministerstwie Gospodarki.

- JBR-y chciałyby zjeść ciastko i mieć ciastko - mówi inna osoba związana z resortem gospodarki. - Z jednej strony pełna ochrona państwa, nieruchomości, dotacje i zapewnione pensje, a z drugiej pełna samodzielność, możliwość produkowania i konkurowania na rynku wedle własnego uznania. Ale czas na decyzje - albo ktoś prowadzi badania pod parasolem państwa, albo działa jak przedsiębiorstwo na rynkowych zasadach.

Wyścig z czasem

Do ministerialnej strategii rząd musi uchwalić program wieloletni, w którym zostaną zapisane pieniądze na te zmiany. Jego założenia są obecnie w uzgodnieniach międzyresortowych. Resort gospodarki szacuje koszty reorganizacji JBR-ów na 86 mln zł w ciągu pięciu lat, z czego aż 60 mln zł miałoby pójść na koszty likwidacji nierentownych jednostek. Po likwidacji jednostki wszystkie jej długi musi spłacać ministerstwo, bo JBR-ów nie obejmuje normalne prawo upadłościowe (miała to zmienić nowelizacja ustawy o JBR, ale prace nad nią przeciągnęły w resorcie nauki). Już dziś Ministerstwo Gospodarki ma zaległości w spłatach tych zobowiązań na kwotę 20 mln zł.

Czy plany te są w ogóle realne, biorąc pod uwagę to, jak mało czasu zostało do zmiany rządu? - W pierwszych dwóch tygodniach września program wieloletni powinien trafić na posiedzenie rządu. Bardzo zależy nam, by to przeforsować, minister gospodarki Jacek Piechota jest przekonany, że zmiany w JBR-ach są konieczne - zapewnia dyr. Gulda. I dodaje, że pieniądze na reorganizację JBR-ów zostały już wpisane do rezerwy celowej w budżecie na przyszły rok.

Tylko czy program tego rządu zechce realizować kolejna ekipa rządząca. - Z moich obserwacji wynika, że przedstawiciele partii, które prawdopodobnie będą tworzyć następny rząd, mają bardziej radykalną niż my wizję przekształceń w JBR-ach. Na pewno nie zatrzymają reform - mówi Krzysztof Gulda.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.