Więcej Polaków wypoczywa za granicą

Po raz pierwszy od kilku lat więcej nas będzie wypoczywać za granicą.

Instytut Pentor badał wakacyjne plany Polaków. Z ankiety wynika, że 62 proc. z nas zostanie w domu (w ubiegłym roku było to 59 proc.), a 33 proc. wyjedzie (rok temu 30). Ubyło niezdecydowanych. Z tej grupy za granicę wybiera się jedynie 13 proc. Polaków. Mimo to w biurach podróży panuje tłok.

Jeśli ktoś decyzję o wyjeździe podjął na początku lipca, może mieć problem z realizacją marzeń. Niewykluczone, że będzie musiał zmienić Kretę na Egipt, albo termin urlopu.

- Chciałam wyjechać gdzieś nad morze na południu Europy. Obojętnie: Grecja, Włochy, Hiszpania, byle na przełomie lipca i sierpnia i w przyzwoitym hotelu, nie superokazje po 699 zł. Niestety, jedyne oferty, jakie mi przedstawiono, kosztowały po 6 tys. zł od osoby. Jadę więc do Tunezji za 3700 zł, choć ten kierunek początkowo wykluczałam - opowiada pani Katarzyna.

I tak jest zadowolona, bo z pierwszego biura odeszła z kwitkiem, mimo iż przez dwie godziny wertowała katalogi. W drugim pół godziny czekała w kolejce, zanim ktoś mógł się nią zająć.

Touroperatorzy zacierają ręce - ten sezon ma być udany. Najwięksi gracze na rynku liczą, że sprzedaż wzrośnie im o kilkadziesiąt procent. - Wiedzieliśmy, że będzie lepiej niż w ubiegłym roku, ale myśleliśmy, że wzrost wyniesie może 20 proc. Tymczasem realne jest osiągnięcie 35 proc. - mówi Piotr Henicz, dyrektor marketingu biura Itaka (wyśle w tym roku za granicę niemal 60 tys. osób).

Biura puchną

Prognozy opracowane przez Instytut Turystyki (od ponad 30 lat bada rynek turystyczny na zlecenie rządu, organizacji branżowych czy przedstawicielstw turystycznych) nie przewidują jednak, by cały rynek zagranicznych wyjazdów turystycznych wzrósł aż o tyle.

Liczba wyjeżdżających na zagraniczne wakacje ma wynieść 6,6 mln osób, czyli o niecałe 5 proc. więcej niż w najgorszym od lat pod tym względem roku 2004 (tylko 23 proc. z nich korzysta z usług biur podróży).

Większe zagęszczenie w biurach podróży to zdaniem przedstawicieli branży znak, że nasz rynek upodabnia się do zachodniego. Krzysztof Łopaciński, dyrektor Instytutu Turystyki, podkreśla, że to nie rosnący popyt jest decydującym czynnikiem. - W ciągu ostatniego półtora roku z rynku wypadło 1000 z 3500 biur podróży. W ten sposób liczba klientów przypadających na jedno istniejące biuro zwiększyła się - wyjaśnia.

Przyczyny likwidacji lub zawieszania działalności są dwie. Po spektakularnych upadkach biur w minionych latach firmy ubezpieczeniowe drastycznie podniosły stawki. A bez ubezpieczenia nie można działać legalnie. - Najwięcej biur wykruszyło się nie w środku ubiegłego sezonu, ale w grudniu, kiedy to upływał termin zapłaty ubezpieczenia za 2005 r. - wyjaśnia dyrektor Instytutu Turystyki. Zastrzega jednak, że firmy te nie musiały całkowicie zniknąć z rynku, przestały tylko sprzedawać własne wycieczki. Mogą natomiast wynajmować autokary czy sprzedawać bilety.

Druga przyczyna to coraz ostrzejsza konkurencja między biurami. W tej walce mali przepadają - nawet jak uda im się mieć niższe koszty działalności w Polsce, to nie uda im się wynegocjować równie atrakcyjnych warunków np. na Majorce jak gigantom światowym, takim jak TUI czy Neckermann.

- Zmierzamy do koncentracji na rynku. Kończą się czasy amatorskiego touroperatorstwa, kiedy wielu myślało, że bez kapitału i zaplecza można prowadzić duży biznes. To oczywiście nie oznacza, że małe biura całkiem znikną z rynku. Pozostaną pośrednicy sprzedający cudzą ofertę i wyspecjalizowani touroperatorzy. Już dziś są biura, które mają ofertę tylko dla entuzjastów windsurfingu czy snowboardu - potwierdza Grzegorz Prądzyński, wiceprezes Polskiej Izby Turystyki.

Klienci dojrzewają

W tym roku zaskakująco dużo ludzi postanowiło wykupić wczasy już w styczniu, lutym. Wtedy oferty też były promocyjne, a dodatkowo można było zarezerwować dokładnie to, czego się chce. - Dążymy więc do modelu krajów Europy Zachodniej, tam o wakacjach zaczyna się myśleć już w październiku poprzedniego roku, a do kwietnia biura mają sprzedane 60 proc. oferty - mówi Prądzyński.

W ciągu pierwszych kilku miesięcy roku sprzedaż w niektórych biurach rosła nawet po 60-100 proc. To także dlatego dostępna w lipcu oferta jest zdecydowanie bardziej przebrana niż w poprzednich latach.

- Początek roku był wyśmienity, około maja sprzedaż wyhamowała. Wyniki za cały rok nie będą więc tak dobre jak za pierwszy kwartał - zgadza się Andrzej Studnicki, dyrektor centrum turystyki wyjazdowej w Orbis Travel (zapewni wypoczynek za granicą 50-55 tys. osób).

Dziś jeszcze cały czas podstawowym kryterium wyboru jest cena wycieczki. Biura ostro ze sobą konkurują, by przyciągnąć klientów. - Paliwo lotnicze zdrożało w ciągu roku o 50-60 proc., czartery samolotów tylko o 5-8 proc., a już cały wyjazd można kupić po ubiegłorocznej cenie - wyjaśnia Henicz z Itaki.

Wiceprezes PIT jest przekonany, że z roku na rok więcej klientów będzie domagać się dokładniejszych informacji, a nie tylko o tym, że hotel jest trzygwiazdkowy. - Dziś takie proste porównanie jest główną przyczyną rozczarowań. Bo trzy gwiazdki w jednym kraju nie muszą oznaczać tego samego co w drugim. Poza tym hotel o tym samym standardzie może stać nad samym morzem, ale też tuż przy ruchliwej ulicy. Świadomość tych niuansów będzie rosła - wyjaśnia.

Bogacimy się

Sam rynek turystyczny rozrasta się. To dlatego, że się bogacimy - choć powoli i dla wielu w sposób niezauważalny. - Ponieważ złoty jest mocny, w walutach zarabiamy więcej i stać nas na coraz lepszy wypoczynek. Poza tym urlop za granicą tanieje w stosunku do urlopu w Polsce, wyższy też jest standard usług - wyjaśnia Marek Markiewicz, wiceprezes biura Triada (wyśle w tym roku 150 tys. osób). Wielu z tych, którzy wyjeżdżali z Itaką raz do roku, teraz wyjeżdża dwa razy.

Zdaniem Łopacińskiego najszybciej przybywa klientów najbogatszych, takich, którzy wykupują wczasy "all inclusive" (wszystko w cenie) i żądają wysokiej jakości usług. Osoby te stanowią dziś jednak co najwyżej 10 proc. klientów biur. - I prawdę mówiąc, wciąż brakuje biura, które zapewniłoby im wypoczynek w standardzie pięciu gwiazdek - dodaje.

Biura potwierdzają: oprócz chętnych na pakiet "all inclusive" rośnie liczba klientów, którzy wolą nieco dopłacić za lepszy standard hotelu. Mówią nawet: jeszcze niedawno najczęściej decydowano się na dwie gwiazdki, dziś normą są solidne trzy, a powoli idziemy w kierunku czterech.

A ponieważ pensje w Polsce rosną - wprawdzie powoli, ale rosną - do tego zatrudnienie w firmach po sześciu latach spadku jest w końcu zwiększane, to i przybywa ludzi, których stać na jakikolwiek wypoczynek. - Dlatego oprócz najwyższego segmentu rozwija się ten najtańszy. Hitem jest tygodniowy pobyt w Grecji za 900-1000 zł z przelotem, ubezpieczeniem i wyżywieniem - przyznaje Andrzej Studnicki z Orbis Travel. Firma ta sprzedawała do tej pory wycieczki dla zamożniejszych.

Biurom wybitnie pomogła też ekspansja tanich linii lotniczych na polski rynek. W pierwszym kwartale tego roku ruch na lotniskach wyraźnie się wzmógł - liczba wylotów zwiększyła się o 66 proc., a przylotów o 38 proc.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.