Czekają nas duże wydatki na telewizję cyfrową

Zastąpienie analogowego naziemnego sygnału telewizyjnego cyfrowym oznacza dla widzów koniec nieostrego obrazu, zniekształceń dźwięku i nienaturalnych kolorów. Aby to uzyskać, operatorzy i gospodarstwa domowe wydadzą w ciągu dziesięciu lat kilka miliardów złotych

Zgodnie z przyjętą przez nasz rząd na początku maja "strategią przejścia z techniki analogowej na cyfrową w zakresie telewizji naziemnej" do 2015 roku stacje telewizyjne, pośrednicy w przekazywaniu sygnału i posiadacze telewizorów muszą przestawić się z technologii analogowej na cyfrową. Ta ostatnia obecnie rządzi prawie całym procesem przygotowywania i przesyłania sygnału. Analogowym ogniwem jest tylko ostatni etap - od naziemnej anteny nadawczej do domowego telewizora.

Europa idzie w cyfrę

Przejście na technikę cyfrową odbywa się w Europie na dwa sposoby. Na szybką konwersję zdecydowano się np. w Niemczech, a na wolniejszą w Wielkiej Brytanii. Różnica polega na czasie nadawania podwójnego sygnału, czyli zarówno analogowego jak i cyfrowego. Chodzi o to, aby odbiorcy mieli czas na zakup nowych telewizorów lub specjalnych przystawek (tzw. set-top box) do starych odbiorników.

W Polsce będziemy mieli aż dziesięć lat na dostosowanie się do emisji cyfrowej. Nadajniki analogowe zamilkną u nas w 2015 r. To ostateczna data według międzynarodowych ustaleń dla wszystkich państw europejskich. Dla porównania w Wlk. Brytanii, która jest liderem we wdrażaniu tej technologii, stanie się to w latach 2006-10, w Niemczech - w 2010 roku, Szwecji i Finlandii - 2008, a Holandii - 2007.

Gotowi od zaraz

W Polsce pośredniczeniem w przekazywaniu sygnału radiowo-telewizyjnego zajmuje się pięć firm, na czele z TP EmiTel kontrolującym aż 90 proc. rynku. Na piątkowej konferencji prasowej w Krakowie prezes TP EmiTel Jacek Grochowina zadeklarował, że jego firma jest technicznie przygotowana do nadawania sygnału cyfrowego i mogłaby aktualnie objąć nim ok. 55 proc. mieszkańców naszego kraju. Ale będzie mogła to uczynić dopiero po rozstrzygnięciu kwestii prawnych, m.in. zależnych od Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Udział należącej do TP SA spółki w przekazie cyfrowym jest właściwie przesądzony, bo dysponuje ona największą w kraju infrastrukturą nadawczą. Ma ponad 350 nadajników, z których cztery (Warszawa, Wrocław/Żórawina, Rzeszów/Sucha Góra i Wisła/Skrzyczne) prowadzą już eksperymentalne nadawanie cyfrowe wybranych kanałów telewizyjnych.

Jeśli TP EmiTel dostanie zielone światło do nadawania w nowej technologii, to zamierza wyłożyć 600 mln zł do 2015 r. na konieczne inwestycje. - Rozpoczęcie nadawania podwójnego sygnału możliwe byłoby już na początku przyszłego roku - uważa prezes Grochowina.

Więcej programów i nowe usługi

Obecnie możemy w kraju odbierać tylko siedem programów TV (trzy telewizji publicznej, TVN, Polsat, TV4 i Puls), ale np. TVN dociera jedynie do ok. 40 proc. mieszkańców. Przeciętnie odbiorca ma dostęp do trzech-pięciu programów.

Wprowadzenie sygnału cyfrowego spowoduje, że w eterze znajdzie się miejsce aż na ok. 30 programów. To dlatego, że na częstotliwości zajmowanej obecnie przez jeden kanał analogowy, może nadawać kilka cyfrowych. Dzięki temu widz będzie miał znacznie większy wybór i poszerzy się cały rynek telewizyjny.

Poza tym poprawi się jakość odbioru programów w zakresie ostrości czy kolorystyki obrazu, a także uzyskamy w domu dostęp do interaktywnych usług, np. bankowych. Oglądać dobrej jakości obraz będzie można także, np. jadąc samochodem.

Używane obecnie w Polsce analogowe telewizory są bezużyteczne do odbioru cyfrowego, chyba że zostaną wyposażone w specjalną przystawkę. Ile klienci będą musieli płacić? Obecnie na najprostszą przystawkę trzeba wyłożyć 300-400 zł, a cena droższych, wyposażonych np. w twardy dysk do nagrywania programów, sięga ponad 1000 zł.

Zapowiada się zatem wielki ruch na rynku sprzętu TV, bo co najmniej jeden stary odbiornik posiada 12 mln gospodarstw domowych. Gdyby każde kupiło obecnie najtańszą przystawkę, to w sumie wydałyby ok. 3,6 mld zł.

TP EmiTel podał, że w 2004 r. jego przychody ze sprzedaży wyniosły 296 mln zł, czyli były o 1,7 proc. wyższe niż przed rokiem. Zysk netto sięgnął 33 mln zł, co oznacza wzrost o 22 proc. W ciągu pięciu lat spółka zmniejszyła zatrudnienie o ponad 50 proc.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.