Nie zachowasz numeru w telefonie na kartę

Tylko niespełna połowa posiadaczy komórek będzie mogła korzystać z prawa do zachowania numeru przy zmianie operatora - dowiedziała się "Gazeta". Powód? W Prawie telekomunikacyjnym jest mowa tylko o "abonentach", a nie użytkownikach telefonów na kartę

Zgodnie z nowymi przepisami od września klienci sieci komórkowych powinni mieć możliwość zachowywania numeru w przypadku zmiany operatora. Słowem, jeśli ktoś np. uzna, że stawki w obecnej sieci są za wysokie, po przejściu do konkurencji powinien móc używać dotychczasowego numeru. To ogromna wygoda, bo choć zmieniamy operatora, nie musimy informować znajomych o nowej komórce, drukować nowych wizytówek itd.

Niestety, ta możliwość wciąż pozostaje jedynie na papierze. Oficjalny powód: sieci komórkowe nie są technicznie przygotowane i muszą najpierw stworzyć system wymiany danych o abonentach. Od kilku miesięcy ciągną się bezowocne negocjacje operatorów z Urzędem Regulacji Telekomunikacji i Poczty na temat tego, od kiedy i w jaki sposób wprowadzić te zmiany.

Połówka też dobra

Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że oto pojawił się nowy problem. Operatorzy komórkowi zwrócili uwagę, że w ustawie Prawo telekomunikacyjne jest mowa o abonentach, a nie o użytkownikach sieci komórkowych. Oznacza to, że korzystne przepisy o przenoszeniu numeru nie dotyczą właścicieli telefonów na kartę. Bo nie płacą oni co miesiąc abonamentu, a jedynie doładowują konto za pomocą kupowanych np. w kiosku kart. Stanowią oni już połowę z ponad 22 mln klientów sieci komórkowych w Polsce. I proporcje te szybko zmieniają się na ich korzyść, gdyż większość nowych klientów wybiera właśnie taki bezabonamentowy system.

Ale dlaczego z nowych udogodnień mają skorzystać tylko abonenci sieci komórkowych? - To pytanie do Ministerstwa Infrastruktury, które przygotowywało projekt Prawa telekomunikacyjnego - odpowiada rzecznik Urzędu Regulacji Telekomunikacji i Poczty Jacek Strzałkowski.

- To pierwszy taki sygnał - wiceminister odpowiedzialny za telekomunikację Wojciech Hałka nie kryje zdziwienia. - Naszą intencją było oczywiście objęcie tym uprawnieniem wszystkich klientów.

Najwyraźniej jednak ktoś z osób przygotowujących projekt ustawy nie zorientował się, że słowo "abonent" - choć jest potocznym określeniem każdego właściciela telefonu - zgodnie z prawem dotyczy ledwie części klientów sieci komórkowych. Według "słowniczka" do Prawa telekomunikacyjnego - tylko tych, którzy mają podpisane umowy z operatorem. Czyli bez użytkowników kart prepaid.

Zdaniem ministra Hałki nic się takiego nie stało, bo "czy to takie konieczne dla użytkowników telefonów na kartę?". - W przeciwieństwie do osób płacących abonament i podpisujących umowy mogą przecież bardzo łatwo zmienić operatora - mówi minister Hałka.

Problem w tym, że tracą wtedy numer. A jest on jedną z najważniejszych rzeczy, które zmuszają klienta do wierności operatorowi. Zmiana numeru to przynajmniej na jakiś czas utrata wielu cennych kontaktów z rodziną, przyjaciółmi i partnerami w interesach. Pochłania sporo czasu, wysiłku i pieniędzy.

- Wygląda na to, że przeoczyliśmy ten zapis. Zawsze podkreślałem, że tempo prac nad tą ustawą jest zbyt szybkie. No i pojawiają się pierwsze tego efekty - powiedział nam poseł PO i członek sejmowej komisji infrastruktury Tadeusz Jarmuziewicz.

Długo, dłużej, najdłużej

Nie dość, że - jak się okazuje - korzystne przepisy będą dotyczyć tylko części użytkowników telefonii, to jeszcze nie wiadomo, kiedy wejdą w życie. Polscy operatorzy - Plus, Era i Idea - nie spieszą się i wystąpili do URTiP o zgodę na długi okres dostosowawczy. Argumentują, że na przygotowanie swych sieci, stworzenie baz danych i odpowiedniego systemu wymiany informacji o klientach potrzebują od półtora roku do nawet dwóch lat.

Prezes URTiP Witold Graboś zgodził się na termin do końca tego roku i czeka na konkrety. Przed tygodniem odbyło się kolejne bezowocne spotkanie. Rzecznik urzędu Jacek Strzałkowski poinformował tylko, że prezes "wyraził zaniepokojenie tym, że abonenci nie mogą zatrzymać dotychczasowego numeru telefonu przy zmianie sieci".

URTiP jest świadom, że niewiele może zrobić operatorom, i liczy na ich dobrą wolę. Każdą jego decyzję mogą zaskarżyć do sądu i mają duże szanse na wygraną. W ustawie nie sprecyzowano bowiem, jak ma wyglądać system przenoszenia numerów. - Brakuje też odpowiedniego rozporządzenia Ministerstwa Infrastruktury, które określałoby m.in., ile czasu ma trwać cała procedura dla klientów - dodaje dyrektor Maciej Rogalski z Ery.

Zdaniem wiceministra Wojciecha Hałki nie zwalnia to jednak operatorów z ustawowego obowiązku. Klienci mogą składać wnioski i skarżyć się szefowi URTiP, że operatorzy go nie realizują. Tyle że to zawracanie głowy, bo nie można wykazać operatorowi, że zwleka.

Zdaniem dyr. Rogalskiego problemu by nie było, gdyby ustalono w ustawie dłuższe vacatio legis. Ponadto nie we wszystkich krajach UE takie udogodnienia dla klientów już funkcjonują. Przyznaje jednak, że są one dostępne już w większości państw Unii.

Według naszych nieoficjalnych informacji prezes URTiP jest gotów do kompromisu i zadowoliłby go dziewięciomiesięczny termin wprowadzenia w życie nowego prawa. Może wówczas da się uniknąć awantury z Komisją Europejską, z którą uzgodniliśmy, że prawo klientów do zachowania numeru wejdzie w życie już 1 maja 2004 r. Terminu tego dotrzymali nasi sąsiedzi - Czesi i Węgrzy. My - nie, choć bliżej już do maja kolejnego roku.

Przerażają koszty i klienci

Dlaczego operatorzy się nie kwapią do szybkiego zaoferowania swym klientom kolejnego udogodnienia? Pierwszy problem to koszty budowy systemu. W Szwecji podobna inwestycja pochłonęła 100 mln euro. Na Węgrzech jeden z trzech operatorów - Matav - oszacował swe wydatki tylko na około 6 mln euro.

Na ogół regulatorzy przeprowadzają przetargi na stworzenie i prowadzenie systemu. Polscy operatorzy deklarują ostatnio, że sami mogą założyć odpowiednią spółkę. Zainteresowanie wyrażają też światowe koncerny, m.in. Ericsson i Telecordia.

Najbardziej jednak operatorzy boją się zamieszania na rynku telekomunikacyjnym i gwałtownego odpływu klientów do konkurencji. - Przecież to niemożliwe, by wszyscy operatorzy stracili klientów. Dlaczego nie myślą o tym w kategoriach szansy i przyciągnięcia nowych użytkowników? - dziwi się jeden z urzędników URTiP.

Tym bardziej że nie taki diabeł straszny. - Zauważyliśmy, że we wszystkich krajach, gdzie wprowadzono takie rozwiązanie, po początkowym gwałtownym wzroście liczby klientów, którzy zmieniają operatora, na ogół tych najbardziej rozczarowanych, po kilku miesiącach zainteresowanie tą nowinką słabło. I liczba zmieniających operatora klientów wracała do normy - mówi dyrektor polskiego biura firmy konsultingowej AT Kearney Przemysław Stangierski.

Eksperci URTiP szacują, że rocznie może z tego korzystać w Polsce najwyżej pół miliona klientów.

Niebezpieczeństwo grozi za to z innej strony. Nowa sytuacja może zmusić firmy telekomunikacyjne do wprowadzenia atrakcyjniejszych ofert, co może się wymknąć spod kontroli i przerodzić się w wojnę cenową. Tak było w Finlandii, gdzie możliwość przenoszenia numerów zachęciła do wejścia na rynek nowych operatorów, którzy łatwiej mogą wyłuskiwać klientów od dotychczasowych sieci. Ceny spadły nawet do 6 eurocentów za minutę!

Nowe możliwości klientów mogą też spowodować likwidację podziału taryf na połączenia wewnątrz sieci i do klientów innych operatorów. - Wiele osób może reklamować rachunki. Np. ktoś dzwoni pod numer tej samej sieci, a tu się okazuje, że abonent ją zmienił i dzwoniący nie wiedział, że połączenia są już rozliczane według wyższej stawki - mówi rzecznik Idei Jacek Kalinowski.

Zmienić tak, by nie zmienić nic?

To, jak nowy przywilej klientów wpłynie na rynek, zależy od długości trwania całej procedury. Jeśli klient będzie zbyt długo czekał, np. więcej niż tydzień, może machnąć ręką. Jest jeszcze ważniejsza kwestia - opłata za taką usługę. Zgodnie z Prawem telekomunikacyjnym za przeniesienie numeru przez abonenta może być pobrana jednorazowa opłata i nie może być ona "zniechęcająca". To jednak bardzo ogólne pojęcie.

- Wszystko zależy od tego, czy operatorzy wypracują z regulatorem rynku model zbliżony do amerykańskiego, gdzie klient nic nie płaci, czy też pójdą w kierunku np. francuskiego, gdzie cena jest wysoka, a czas oczekiwania klienta bardzo długi. A to byłoby postępowaniem na zasadzie "zmienić tak, by nie zmienić nic". Możliwość zmiany operatora z zachowaniem numeru istniałaby, tyle że mało kto będzie z niej korzystał - mówi Paweł Brukszo, dyrektor w firmie doradczej KPMG.

W wielu krajach, np. w Belgii, klient zgłasza się do operatora, do którego chce przejść, i ten już wszystko załatwia z dotychczasowym. Nic to klienta nie kosztuje. W Korei nowe prawo zaowocowało nawet "subsydiami" i płaceniem klientom za zmianę operatora. Z drugiej strony w Szwecji klient musi zapłacić średnio aż 107 dol., zaś w Holandii - 47 dol.

Jeśli w Polsce ceny będą tak wysokie, z usługi zachowania numeru przy zmianie operatora będą korzystać tylko nieliczni klienci biznesowi. Z wielkiej chmury spadnie ledwie mżawka.

Paweł Rożyński

Stacjonarni też (nie) mogą

Nowe udogodnienia dotyczą także abonentów sieci telefonii stacjonarnej. Choć odpowiednie przepisy wprowadzono rok wcześniej niż w przypadku komórek, również pozostają na papierze. W tym przypadku zainteresowanie zmianą operatora z zachowaniem numeru będzie jednak znacznie mniejsze. Po pierwsze, konkurenci TP SA mają łącznie tylko niespełna milion klientów, podczas gdy krajowy potentat - ponad 11 mln, po drugie zaś możliwość takiej zmiany ograniczona jest do obrębu tzw. stref numeracyjnych (każda pokrywa się z dawnymi 49 województwami). TP SA tłumaczy, że może wprowadzić takie udogodnienie najwcześniej za rok, kiedy wymieni wszystkie centrale na nowoczesne cyfrowe.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.